Leżała zawinięta w ciepłej pościeli, z zamkniętymi powiekami, których nie zamierzała nawet otwierać. Chciała spędzić w tym łóżku resztę swojego marnego życia lecz ciekawość nad tym, gdzie się znajduje, wzięła górę.
Otworzyła delikatnie powieki, bo obraz przed oczami wciąż jej wirował. Znała to łóżko i ten zapach. Czuła go za każdym razem, kiedy ważyła amortencję i atakował jej zmysły, kiedy siedziała wraz z grupą gryffonów na znienawidzonej lekcje eliksirów.
Szczelniej okryła się pościelą, kiedy poczuła znajome podmuchy wiatru. Tutaj zawsze było tak strasznie zimno. Lochy nie były przyjemnym miejscem, chociaż Severus Snape idealnie tutaj pasował.
Może gdyby nie sytuacja, która miała miejsce wczoraj, Hermiona cieszyłaby się z pobytu w jego komnatach. Teraz nic nie było w stanie jej ucieszyć.
Usłyszała kroki, więc szybko zamknęła oczy. Nie miała ochoty użerać się z nim od samego rana.
- Przecież widzę, że udajesz. - Hermiona podniosła powieki, obdarzając mistrza eliksirów złowrogim spojrzeniem. Ku ogromnemu zaskoczeniu dziewczyny, nie miał na sobie swoich długich szat, tylko czarną koszulę z podwiniętymi do łokci rękawami i ciemne spodnie. Dopiero teraz Hermiona mogła zobaczyć jak szczupły z niego człowiek. Wcześniej, ukryty pod toną zbędnego, według panny Granger, materiału, ciężko było cokolwiek zobaczyć.
- Śniadanie czeka na stole.
- Nie jestem głodna.
- To nie było zaproszenie, panno Granger.
Obrócił się napięcie i wyszedł z pokoju. Wyglądał dosyć dziwnie, kiedy jego szaty nie wirowały tuż za jego plecami. Zdecydowanie dodawały mu respektu i ... uroku.
Hermiona niechętnie opuściła pokój, kierując się w stronę niedużej kuchni. Zapach bekonu coraz bardziej wgryzał się w jej zmysły, ale ona wcale nie miała ochoty go jeść. Usiadła przy drewnianym, niewielkim stoliczku, gdzie czekał już pełen po brzegi talerz ze śniadaniem.
- Nie wiedziałam, że potrafi pan gotować.
- Jeszcze wielu rzeczy pani o mnie nie wie, panno Granger. - nie wiedziała dlaczego przeszedł ją dziwny dreszcz i nagle zrobiło jej się gorąco.
Nie zamierzała jeść. Odłożyła widelec i spojrzała na niego wyczekująco.
- Coś mam na twarzy? - rzucił jej pogardliwe spojrzenie. Hermionie było wszystko jedno. Wczoraj snułaby różne teorie, domysły i plany, jak podstępem wyłudzić od niego, co tak właściwie do niej czuje, ale teraz nie miała ochoty bawić się w żadne podchody. Stawiała wszystko na jedną kartę.
- Pan coś do mnie czuje, prawda? Przecież nie jestem ślepa. - dodała groźnie, kiedy zrobił minę, jakby właśnie otrzymał kilkuminutową dawkę cruciatusa.
- Najwidoczniej coś ci się uroiło w tej małej, gryfońśkiej główce.
- Niech pan nie robi ze mnie kretynki! Dlaczego się pan mną zajął?! Trzeba było przelewitować mnie do wieży gryfonów albo od razu do skrzydła szpitalnego! Za każdym razem, kiedy wpadam w kłopoty, jakimś dziwnym trafem znajdujesz się obok! Skoro coś sobie uroiłam, to dlaczego wciąż się o mnie troszczysz?! - krzyknęła, a jego spojrzenie zrobiło się tak samo chłodne, jak wtedy, gdy powiedział jej, że ma się wynosić do pokoju wspólnego gryffonów.
- Po pierwsze, nie przypominam sobie, żebyśmy przeszyli na ty. A po drugie, jedynym, co do pani czuję, panno Granger, jest szczera niechęć. Twoja niedojrzałość emocjonalna jest wprost żałosna- warknął i zobaczył coś, czego już nigdy więcej nie chciał widzieć. To samo spojrzenie miała Lily, kiedy po kłótni z animagami nazwał ją zwykłą szlamą.
Hermiona zamrugała kilkakrotnie powiekami, chcąc zatrzymać wzbierające się łzy. Wybiegła z jego kwater a on nie zatrzymał jej, choć tak bardzo tego chciał.
~*~
Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Nie wiedziała, gdzie się podziać.
Nie wróciła do wieży Gryffindoru. Chciała uniknąć niewygodnych pytań od przyjaciół. Miała dosyć wszystkiego. Nie potrafiła odnaleźć żadnego światełka w czerni rozpaczy, która tak nagle ją zalała. Ból ranił ją niczym małe ciernie, pozostawiając ślady na każdym centymetrze jej niewinnej duszy.
Przystanęła nad brzegiem głębokiego jeziora. Nie umiała pływać. Szybko podjęła tragiczną decyzję.
Teraz już nic nie trzymało jej na tym świecie.
Harry, jej najlepszy przyjaciel. Uświadomiła sobie, że bardzo oddalili się od siebie. Od kiedy Hermionie nie układało się w relacjach z Ronem, brązowowłosy trzymał stronę Weasley'a. Może robił to nieświadomie, pewnie nie wiedział, jak cholernie rani swoją przyjaciółkę. Hermiona zawsze starała się zachować pozory twardej i radzącej sobie ze wszystkimi problemami, ale teraz już tak nie było. Jej uczucia przygniatały ją niczym kilkutonowy głaz.
Ginny. Stała jej się bliska od tak niedawna. Może nie wiedziała o tylu rzeczach, co Harry, ale przez ostatnie miesiące to właśnie ona spełniała się jako jej najlepsza przyjaciółka. Wiedziała o wielu zmianach, które zaszły w życiu Hermiony i za każdym razem doradzała jej w trudnych decyzjach. Rudowłosa była wspaniałym słuchaczem i wsparciem w najcięższych chwilach, ale z tym, z czym Hermiona zmagała się teraz, nawet Ginny nie potrafiłaby sobie poradzić. Będzie cierpiała, ale w końcu zrozumie, że starsza gryffonka nie miała innego wyjścia. Musiała odejść.
Rodzice, najważniejsze osoby w jej życiu. Nie wyobrażała sobie powrotu do Londynu, do mieszkania, gdzie teraz nikogo nie było. Hermiona nie mogła w to uwierzyć. Ona nie potrafiła tego zrobić.
Snape. Hermiona zaśmiała się w duchu. Zakochała się w mężczyźnie dwa razy starszym od siebie, nieatrakcyjnym a w dodatku z paskudnym charakterem - czemu ciągle tak strasznie go pragnęła?
Może faktycznie jej niedojrzałość kazała wierzyć jej, że profesor Snape zwróci uwagę na kogoś takiego jak ona. Teraz, kiedy już wiedziała, że nic dla niego nie znaczy, nie widziała powodu, dla którego ciągle miałaby pozostać na tym świecie. On był ostatnim promykiem światła w jej życiu, a teraz zgasł i to z ogromnym impetem.
Zdjęła swoją szatę i buty, po czym weszła do zimnej wody. Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz i im dalej szła, tym bardziej dygotała z zimna. Chociaż dopiero co zawitał wrzesień na dworze było już wyjątkowo chłodno.
Kiedy zaczęła tracić grunt pod nogami, zrozumiała, że nie ma odwrotu, ale nie żałowała swojej decyzji. Kiedy już brakło jej powietrza, woda zaczęła wypełniać jej płuca, powodując tym samym niewyobrażalny ból. Ale Hermiona wiedziała, że ten ból jest chwilowy.
Przystanęła nad brzegiem głębokiego jeziora. Nie umiała pływać. Szybko podjęła tragiczną decyzję.
Teraz już nic nie trzymało jej na tym świecie.
Harry, jej najlepszy przyjaciel. Uświadomiła sobie, że bardzo oddalili się od siebie. Od kiedy Hermionie nie układało się w relacjach z Ronem, brązowowłosy trzymał stronę Weasley'a. Może robił to nieświadomie, pewnie nie wiedział, jak cholernie rani swoją przyjaciółkę. Hermiona zawsze starała się zachować pozory twardej i radzącej sobie ze wszystkimi problemami, ale teraz już tak nie było. Jej uczucia przygniatały ją niczym kilkutonowy głaz.
Ginny. Stała jej się bliska od tak niedawna. Może nie wiedziała o tylu rzeczach, co Harry, ale przez ostatnie miesiące to właśnie ona spełniała się jako jej najlepsza przyjaciółka. Wiedziała o wielu zmianach, które zaszły w życiu Hermiony i za każdym razem doradzała jej w trudnych decyzjach. Rudowłosa była wspaniałym słuchaczem i wsparciem w najcięższych chwilach, ale z tym, z czym Hermiona zmagała się teraz, nawet Ginny nie potrafiłaby sobie poradzić. Będzie cierpiała, ale w końcu zrozumie, że starsza gryffonka nie miała innego wyjścia. Musiała odejść.
Rodzice, najważniejsze osoby w jej życiu. Nie wyobrażała sobie powrotu do Londynu, do mieszkania, gdzie teraz nikogo nie było. Hermiona nie mogła w to uwierzyć. Ona nie potrafiła tego zrobić.
Snape. Hermiona zaśmiała się w duchu. Zakochała się w mężczyźnie dwa razy starszym od siebie, nieatrakcyjnym a w dodatku z paskudnym charakterem - czemu ciągle tak strasznie go pragnęła?
Może faktycznie jej niedojrzałość kazała wierzyć jej, że profesor Snape zwróci uwagę na kogoś takiego jak ona. Teraz, kiedy już wiedziała, że nic dla niego nie znaczy, nie widziała powodu, dla którego ciągle miałaby pozostać na tym świecie. On był ostatnim promykiem światła w jej życiu, a teraz zgasł i to z ogromnym impetem.
Zdjęła swoją szatę i buty, po czym weszła do zimnej wody. Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz i im dalej szła, tym bardziej dygotała z zimna. Chociaż dopiero co zawitał wrzesień na dworze było już wyjątkowo chłodno.
Kiedy zaczęła tracić grunt pod nogami, zrozumiała, że nie ma odwrotu, ale nie żałowała swojej decyzji. Kiedy już brakło jej powietrza, woda zaczęła wypełniać jej płuca, powodując tym samym niewyobrażalny ból. Ale Hermiona wiedziała, że ten ból jest chwilowy.
~*~
- Gdzie, do jasnej cholery, podziała się ta gryffonka!
Poszukiwania panny Granger trwały już od dobrej godziny. Snape zaangażował w nie McGonagall, mając nadzieję, że Hermiona wróciła do ich pokoju wspólnego, ale powinien domyślić się, że pójdzie gdzieś zupełnie indziej.
Minerwa przeczesywała pozostałe pomieszczenia w zamku, a Severus błonia i okolice Hogwartu.
Nie powinien był mówić jej tych wszystkich słów, nie teraz, kiedy była w tak głębokiej depresji. Miał cholerne przeczucie, że zrobiła coś głupiego..
Szedł właśnie w stronę jeziora, kiedy dostrzegł w oddali jakby stos... materiału? Snape dobrze znał to miejsce, często przychodził tutaj szukać składników do eliksirów i owa nieznajoma rzecz była dla niego nową poszlaką. Kiedy już znalazł się w dostatecznej odległości mógł stwierdzić, że to sterta ubrań.
Poszukiwania panny Granger trwały już od dobrej godziny. Snape zaangażował w nie McGonagall, mając nadzieję, że Hermiona wróciła do ich pokoju wspólnego, ale powinien domyślić się, że pójdzie gdzieś zupełnie indziej.
Minerwa przeczesywała pozostałe pomieszczenia w zamku, a Severus błonia i okolice Hogwartu.
Nie powinien był mówić jej tych wszystkich słów, nie teraz, kiedy była w tak głębokiej depresji. Miał cholerne przeczucie, że zrobiła coś głupiego..
Szedł właśnie w stronę jeziora, kiedy dostrzegł w oddali jakby stos... materiału? Snape dobrze znał to miejsce, często przychodził tutaj szukać składników do eliksirów i owa nieznajoma rzecz była dla niego nową poszlaką. Kiedy już znalazł się w dostatecznej odległości mógł stwierdzić, że to sterta ubrań.
On doskonale znał te ubrania. Wpatrywał się w nie cały dzisiejszy poranek.
Podbiegłszy do brzegu, zaczął rozglądać się za dziewczyną. Miał cichą nadzieję, że wcale nie zrobiła tego, o czym właśnie myślał.
Znał tylko jedno zaklęcie, które potrafiło przyzywać przedmioty. Nie mogły one jednak przywoływać osób żywych. Jeśli jednak Hermiona..
- Accio Granger!
Krew zamarzła mu w żyłach, kiedy ciało gryfonki wpadło w jego ramiona. Co ona do jasnej cholery zrobiła!
Położył ją płasko na ziemi, gorączkowo myśląc nad tym, co powinien zrobić. Nie znał żadnych konkretnych zaklęć leczniczych, a przetransportowanie jej do Skrzydła Szpitalnego zajmie mu zbyt dużo czasu. Jedynie, na co wtedy wpadł, była mugolska akcja reanimacyjna.
Uciskał jej klatkę piersiową na przemian z robieniem oddechów. Nie wiedział, ile czasu spędziła w wodzie i czy w jego działaniach był jeszcze jakikolwiek sens, ale nie mógł się poddać.
Nie mógł jej stracić.
Kiedy usłyszał jak kaszle, poczuł niewyobrażalną ulgę. Podniósł ją do pozycji półsiedzącej, aby szybciej pozbyła się wody zalegającej w płucach. Gdy jej ciężki oddech wrócił do normy, osunęła się nieprzytomna w jego ramiona. Rzucił zaklęcie sprawdzające i doszedł do wniosku, że jej stan jest na tyle stabilny, że teraz może spokojnie przenieść ją do skrzydła szpitalnego.
Położył ją płasko na ziemi, gorączkowo myśląc nad tym, co powinien zrobić. Nie znał żadnych konkretnych zaklęć leczniczych, a przetransportowanie jej do Skrzydła Szpitalnego zajmie mu zbyt dużo czasu. Jedynie, na co wtedy wpadł, była mugolska akcja reanimacyjna.
Uciskał jej klatkę piersiową na przemian z robieniem oddechów. Nie wiedział, ile czasu spędziła w wodzie i czy w jego działaniach był jeszcze jakikolwiek sens, ale nie mógł się poddać.
Nie mógł jej stracić.
Kiedy usłyszał jak kaszle, poczuł niewyobrażalną ulgę. Podniósł ją do pozycji półsiedzącej, aby szybciej pozbyła się wody zalegającej w płucach. Gdy jej ciężki oddech wrócił do normy, osunęła się nieprzytomna w jego ramiona. Rzucił zaklęcie sprawdzające i doszedł do wniosku, że jej stan jest na tyle stabilny, że teraz może spokojnie przenieść ją do skrzydła szpitalnego.
- Ty skretyniała idiotko - warczał, ale ona ciągle była nieprzytomna - Wiele bym dał, żebyś się teraz obudziła, na Merlina, odpowiedziałabym na twoje każde, nawet najgłupsze pytanie!
Okrył jej zziębnięte ciało szatą i wziął na ręce, kierując się w stronę Hogwartu. Na dziedzińcu wpadł na zatroskaną Minerwę.
- Boże, Severusie, co jej się stało?!
- Musiała wpaść do rzeki, trzeba zanieść ją do skrzydła szpitalnego.
Celowo zataił przed McGonagall prawdę. Dodatkowe problemy i krzyki czarownicy były mu teraz niepotrzebne. On sam sobie z nią porozmawia.
- Poppy dzisiaj nie ma! Jest na szkoleniach w Świętym Mungu.
Snape zaklął pod nosem. Dobrze, że postanowił reanimować ją nad jeziorem. Przyniesienie jej tutaj niczego by nie zdziałało.
Ominął roztrzęsioną Minerwę, kierując się w stronę lochów. Dwa razy już wyrzucał Hermionę ze swoich kwater, a ona ciągle tam wracała, za każdym razem w bardziej spektakularny sposób. Słyszał za sobą nawoływania Minerwy, ale w chwili obecnej mało go one obchodziły. Czuł, jak ciało Hermiony dygocze w jego ramionach. Musiał ją szybko ogrzać.
- Powiadom Dumbledore'a, że będzie w moich kwaterach. Skoro skrzydło szpitalne nie działa, wezmę ją do siebie, gdzie mam najpotrzebniejsze mikstury.
- Skąd taka troska, Severusie?
- Ona naprawdę umrze, jeśli zaraz jej temperatura nie wróci do normy.
Minerwa zbladła. W odpowiedzi tylko kiwnęła głową i spojrzała z przejęciem na przemoczoną gryffonkę, która trzęsła się w ramionach mistrza eliksirów.
Snape, kiedy już znalazł się w swoich komnatach, położył Hermionę na łóżku i szczelnie okrył kołdrą. Sprawdził jej stan i ponownie ogarnęło go zaniepokojenie.
Miała nikły oddech i słaby, ledwo wyczuwalny puls. To charakterystyczne objawy krytycznej hipotermii. Rzucił na łóżko zaklęcie rozgrzewające i wlał do jej ust miksturę, ale działały one zbyt wolno.
Warknął, zdejmując z siebie ubrania. Nie mógł uwierzyć, że naprawdę to robił, ale to jedyna rzecz, jaka mogła ją uratować. Kiedy już został jedynie w czarnych bokserkach, wślizgnął się pod kołdrę po drugiej stronie łóżka i przycisnął do siebie młodą gryffonkę. Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz, gdy jej lodowate ciało zetknęło się z jego. W ten sposób mógł najszybciej przekazać jej ciepło i uratować przed utratą życia.
Czekał, aż jej oddech wróci do normy. Czekał, aż jej ciało nabierze odpowiedniej temperatury. Głaskał ją po rękach, aby szybciej osiągnąć upragniony efekt.
Pamiętał jeszcze, że cicho mruknęła jego imię, nim pochłonęła go kraina snów. Był wykończony, najpierw ogromną złością, potem potwornym zaniepokojeniem i na końcu niewyobrażalną ulgą. I to wszystko przez tę młodą, nieznośną gryffonkę.
Okrył jej zziębnięte ciało szatą i wziął na ręce, kierując się w stronę Hogwartu. Na dziedzińcu wpadł na zatroskaną Minerwę.
- Boże, Severusie, co jej się stało?!
- Musiała wpaść do rzeki, trzeba zanieść ją do skrzydła szpitalnego.
Celowo zataił przed McGonagall prawdę. Dodatkowe problemy i krzyki czarownicy były mu teraz niepotrzebne. On sam sobie z nią porozmawia.
- Poppy dzisiaj nie ma! Jest na szkoleniach w Świętym Mungu.
Snape zaklął pod nosem. Dobrze, że postanowił reanimować ją nad jeziorem. Przyniesienie jej tutaj niczego by nie zdziałało.
Ominął roztrzęsioną Minerwę, kierując się w stronę lochów. Dwa razy już wyrzucał Hermionę ze swoich kwater, a ona ciągle tam wracała, za każdym razem w bardziej spektakularny sposób. Słyszał za sobą nawoływania Minerwy, ale w chwili obecnej mało go one obchodziły. Czuł, jak ciało Hermiony dygocze w jego ramionach. Musiał ją szybko ogrzać.
- Powiadom Dumbledore'a, że będzie w moich kwaterach. Skoro skrzydło szpitalne nie działa, wezmę ją do siebie, gdzie mam najpotrzebniejsze mikstury.
- Skąd taka troska, Severusie?
- Ona naprawdę umrze, jeśli zaraz jej temperatura nie wróci do normy.
Minerwa zbladła. W odpowiedzi tylko kiwnęła głową i spojrzała z przejęciem na przemoczoną gryffonkę, która trzęsła się w ramionach mistrza eliksirów.
Snape, kiedy już znalazł się w swoich komnatach, położył Hermionę na łóżku i szczelnie okrył kołdrą. Sprawdził jej stan i ponownie ogarnęło go zaniepokojenie.
Miała nikły oddech i słaby, ledwo wyczuwalny puls. To charakterystyczne objawy krytycznej hipotermii. Rzucił na łóżko zaklęcie rozgrzewające i wlał do jej ust miksturę, ale działały one zbyt wolno.
Warknął, zdejmując z siebie ubrania. Nie mógł uwierzyć, że naprawdę to robił, ale to jedyna rzecz, jaka mogła ją uratować. Kiedy już został jedynie w czarnych bokserkach, wślizgnął się pod kołdrę po drugiej stronie łóżka i przycisnął do siebie młodą gryffonkę. Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz, gdy jej lodowate ciało zetknęło się z jego. W ten sposób mógł najszybciej przekazać jej ciepło i uratować przed utratą życia.
Czekał, aż jej oddech wróci do normy. Czekał, aż jej ciało nabierze odpowiedniej temperatury. Głaskał ją po rękach, aby szybciej osiągnąć upragniony efekt.
Pamiętał jeszcze, że cicho mruknęła jego imię, nim pochłonęła go kraina snów. Był wykończony, najpierw ogromną złością, potem potwornym zaniepokojeniem i na końcu niewyobrażalną ulgą. I to wszystko przez tę młodą, nieznośną gryffonkę.