środa, 17 sierpnia 2016

Rozdział 8

Poczuła intensywny zapach smażonego bekonu.
Leżała zawinięta w ciepłej pościeli, z zamkniętymi powiekami, których nie zamierzała nawet otwierać. Chciała spędzić w tym łóżku resztę swojego marnego życia lecz ciekawość nad tym, gdzie się znajduje, wzięła górę.
Otworzyła delikatnie powieki, bo obraz przed oczami wciąż jej wirował. Znała to łóżko i ten zapach. Czuła go za każdym razem, kiedy ważyła amortencję i atakował jej zmysły, kiedy siedziała wraz z grupą gryffonów na znienawidzonej lekcje eliksirów.
Szczelniej okryła się pościelą, kiedy poczuła znajome podmuchy wiatru. Tutaj zawsze było tak strasznie zimno. Lochy nie były przyjemnym miejscem, chociaż Severus Snape idealnie tutaj pasował.
Może gdyby nie sytuacja, która miała miejsce wczoraj, Hermiona cieszyłaby się z pobytu w jego komnatach. Teraz nic nie było w stanie jej ucieszyć.
Usłyszała kroki, więc szybko zamknęła oczy. Nie miała ochoty użerać się z nim od samego rana.
- Przecież widzę, że udajesz. - Hermiona podniosła powieki, obdarzając mistrza eliksirów złowrogim spojrzeniem. Ku ogromnemu zaskoczeniu dziewczyny, nie miał na sobie swoich długich szat, tylko czarną koszulę z podwiniętymi do łokci rękawami i ciemne spodnie. Dopiero teraz Hermiona mogła zobaczyć jak szczupły z niego człowiek. Wcześniej, ukryty pod toną zbędnego, według panny Granger, materiału, ciężko było cokolwiek zobaczyć.
- Śniadanie czeka na stole.
- Nie jestem głodna.
- To nie było zaproszenie, panno Granger.
Obrócił się napięcie i wyszedł z pokoju. Wyglądał dosyć dziwnie, kiedy jego szaty nie wirowały tuż za jego plecami. Zdecydowanie dodawały mu respektu i ... uroku.
Hermiona niechętnie opuściła pokój, kierując się w stronę niedużej kuchni. Zapach bekonu coraz bardziej wgryzał się w jej zmysły, ale ona wcale nie miała ochoty go jeść. Usiadła przy drewnianym, niewielkim stoliczku, gdzie czekał już pełen po brzegi talerz ze śniadaniem.
- Nie wiedziałam, że potrafi pan gotować.
- Jeszcze wielu rzeczy pani o mnie nie wie, panno Granger. - nie wiedziała dlaczego przeszedł ją dziwny dreszcz i nagle zrobiło jej się gorąco.
Nie zamierzała jeść. Odłożyła widelec i spojrzała na niego wyczekująco.
- Coś mam na twarzy? - rzucił jej pogardliwe spojrzenie. Hermionie było wszystko jedno. Wczoraj snułaby różne teorie, domysły i plany, jak podstępem wyłudzić od niego, co tak właściwie do niej czuje, ale teraz nie miała ochoty bawić się w żadne podchody. Stawiała wszystko na jedną kartę.
- Pan coś do mnie czuje, prawda? Przecież nie jestem ślepa. - dodała groźnie, kiedy zrobił minę, jakby właśnie otrzymał kilkuminutową dawkę cruciatusa.
- Najwidoczniej coś ci się uroiło w tej małej, gryfońśkiej główce.
- Niech pan nie robi ze mnie kretynki! Dlaczego się pan mną zajął?! Trzeba było przelewitować mnie do wieży gryfonów albo od razu do skrzydła szpitalnego! Za każdym razem, kiedy wpadam w kłopoty, jakimś dziwnym trafem znajdujesz się obok! Skoro coś sobie uroiłam, to dlaczego wciąż się o mnie troszczysz?! - krzyknęła, a jego spojrzenie zrobiło się tak samo chłodne, jak wtedy, gdy powiedział jej, że ma się wynosić do pokoju wspólnego gryffonów.
- Po pierwsze, nie przypominam sobie, żebyśmy przeszyli na ty. A po drugie, jedynym, co do pani czuję, panno Granger, jest szczera niechęć. Twoja niedojrzałość emocjonalna jest wprost żałosna- warknął i zobaczył coś, czego już nigdy więcej nie chciał widzieć. To samo spojrzenie miała Lily, kiedy po kłótni z animagami nazwał ją zwykłą szlamą.
Hermiona zamrugała kilkakrotnie powiekami, chcąc zatrzymać wzbierające się łzy. Wybiegła z jego kwater a on nie zatrzymał jej, choć tak bardzo tego chciał.

~*~

Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Nie wiedziała, gdzie się podziać.
Nie wróciła do wieży Gryffindoru. Chciała uniknąć niewygodnych pytań od przyjaciół. Miała dosyć wszystkiego. Nie potrafiła odnaleźć żadnego światełka w czerni rozpaczy, która tak nagle ją zalała. Ból ranił ją niczym małe ciernie, pozostawiając ślady na każdym centymetrze jej niewinnej duszy.
Przystanęła nad brzegiem głębokiego jeziora. Nie umiała pływać. Szybko podjęła tragiczną decyzję.
Teraz już nic nie trzymało jej na tym świecie.
Harry, jej najlepszy przyjaciel. Uświadomiła sobie, że bardzo oddalili się od siebie. Od kiedy Hermionie nie układało się w relacjach z Ronem, brązowowłosy trzymał stronę Weasley'a. Może robił to nieświadomie, pewnie nie wiedział, jak cholernie rani swoją przyjaciółkę. Hermiona zawsze starała się zachować pozory twardej i radzącej sobie ze wszystkimi problemami, ale teraz już tak nie było. Jej uczucia przygniatały ją niczym kilkutonowy głaz.
Ginny. Stała jej się bliska od tak niedawna. Może nie wiedziała o tylu rzeczach, co Harry, ale przez ostatnie miesiące to właśnie ona spełniała się jako jej najlepsza przyjaciółka. Wiedziała o wielu zmianach, które zaszły w życiu Hermiony i za każdym razem doradzała jej w trudnych decyzjach. Rudowłosa była wspaniałym słuchaczem i wsparciem w najcięższych chwilach, ale z tym, z czym Hermiona zmagała się teraz, nawet Ginny nie potrafiłaby sobie poradzić. Będzie cierpiała, ale w końcu zrozumie, że starsza gryffonka nie miała innego wyjścia. Musiała odejść.
Rodzice, najważniejsze osoby w jej życiu. Nie wyobrażała sobie powrotu do Londynu, do mieszkania, gdzie teraz nikogo nie było. Hermiona nie mogła w  to uwierzyć. Ona nie potrafiła tego zrobić.
Snape. Hermiona zaśmiała się w duchu. Zakochała się w mężczyźnie dwa razy starszym od siebie, nieatrakcyjnym a w dodatku z paskudnym charakterem - czemu ciągle tak strasznie go pragnęła?
Może faktycznie jej niedojrzałość kazała wierzyć jej, że profesor Snape zwróci uwagę na kogoś takiego jak ona. Teraz, kiedy już wiedziała, że nic dla niego nie znaczy, nie widziała powodu, dla którego ciągle miałaby pozostać na tym świecie. On był ostatnim promykiem światła w jej życiu, a teraz zgasł i to z ogromnym impetem.
Zdjęła swoją szatę i buty, po czym weszła do zimnej wody. Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz i im dalej szła, tym bardziej dygotała z zimna. Chociaż dopiero co zawitał wrzesień na dworze było już wyjątkowo chłodno.
Kiedy zaczęła tracić grunt pod nogami, zrozumiała, że nie ma odwrotu, ale nie żałowała swojej decyzji. Kiedy już brakło jej powietrza, woda zaczęła wypełniać jej płuca, powodując tym samym niewyobrażalny ból. Ale Hermiona wiedziała, że ten ból jest chwilowy.  

~*~

- Gdzie, do jasnej cholery, podziała się ta gryffonka!
Poszukiwania panny Granger trwały już od dobrej godziny. Snape zaangażował w nie McGonagall, mając nadzieję, że Hermiona wróciła do ich pokoju wspólnego, ale powinien domyślić się, że pójdzie gdzieś zupełnie indziej.
Minerwa przeczesywała pozostałe pomieszczenia w zamku, a Severus błonia i okolice Hogwartu.
Nie powinien był mówić jej tych wszystkich słów, nie teraz, kiedy była w tak głębokiej depresji. Miał cholerne przeczucie, że zrobiła coś głupiego..
Szedł właśnie w stronę jeziora, kiedy dostrzegł w oddali jakby stos... materiału? Snape dobrze znał to miejsce, często przychodził tutaj szukać składników do eliksirów i owa nieznajoma rzecz była dla niego nową poszlaką. Kiedy już znalazł się w dostatecznej odległości mógł stwierdzić, że to sterta ubrań.
On doskonale znał te ubrania. Wpatrywał się w nie cały dzisiejszy poranek.
Podbiegłszy do brzegu, zaczął rozglądać się za dziewczyną. Miał cichą nadzieję, że wcale nie zrobiła tego, o czym właśnie myślał. 
Znał tylko jedno zaklęcie, które potrafiło przyzywać przedmioty. Nie mogły one jednak przywoływać osób żywych. Jeśli jednak Hermiona..
- Accio Granger!
Krew zamarzła mu w żyłach, kiedy ciało gryfonki wpadło w jego ramiona. Co ona do jasnej cholery zrobiła!
Położył ją płasko na ziemi, gorączkowo myśląc nad tym, co powinien zrobić. Nie znał żadnych konkretnych zaklęć leczniczych, a przetransportowanie jej do Skrzydła Szpitalnego zajmie mu zbyt dużo czasu. Jedynie, na co wtedy wpadł, była mugolska akcja reanimacyjna.
Uciskał jej klatkę piersiową na przemian z robieniem oddechów. Nie wiedział, ile czasu spędziła w wodzie i czy w jego działaniach był jeszcze jakikolwiek sens, ale nie mógł się poddać.
Nie mógł jej stracić.
Kiedy usłyszał jak kaszle, poczuł niewyobrażalną ulgę. Podniósł ją do pozycji półsiedzącej, aby szybciej pozbyła się wody zalegającej w płucach. Gdy jej ciężki oddech wrócił do normy, osunęła się nieprzytomna w jego ramiona. Rzucił zaklęcie sprawdzające i doszedł do wniosku, że jej stan jest na tyle stabilny, że teraz może spokojnie przenieść ją do skrzydła szpitalnego.
- Ty skretyniała idiotko - warczał, ale ona ciągle była nieprzytomna - Wiele bym dał, żebyś się teraz obudziła, na Merlina, odpowiedziałabym na twoje każde, nawet najgłupsze pytanie!
Okrył jej zziębnięte ciało szatą i wziął na ręce, kierując się w stronę Hogwartu. Na dziedzińcu wpadł na zatroskaną Minerwę.
- Boże, Severusie, co jej się stało?!
- Musiała wpaść do rzeki, trzeba zanieść ją do skrzydła szpitalnego.
Celowo zataił przed McGonagall prawdę. Dodatkowe problemy i krzyki czarownicy były mu teraz niepotrzebne. On sam sobie z nią porozmawia.
- Poppy dzisiaj nie ma! Jest na szkoleniach w Świętym Mungu.
Snape zaklął pod nosem. Dobrze, że postanowił reanimować ją nad jeziorem. Przyniesienie jej tutaj niczego by nie zdziałało.
Ominął roztrzęsioną Minerwę, kierując się w stronę lochów. Dwa razy już wyrzucał Hermionę ze swoich kwater, a ona ciągle tam wracała, za każdym razem w bardziej spektakularny sposób. Słyszał za sobą nawoływania Minerwy, ale w chwili obecnej mało go one obchodziły. Czuł, jak ciało Hermiony dygocze w jego ramionach. Musiał ją szybko ogrzać.
- Powiadom Dumbledore'a, że będzie w moich kwaterach. Skoro skrzydło szpitalne nie działa, wezmę ją do siebie, gdzie mam najpotrzebniejsze mikstury.
- Skąd taka troska, Severusie?
- Ona naprawdę umrze, jeśli zaraz jej temperatura nie wróci do normy.
Minerwa zbladła. W odpowiedzi tylko kiwnęła głową i spojrzała z przejęciem na przemoczoną gryffonkę, która trzęsła się w ramionach mistrza eliksirów.
Snape, kiedy już znalazł się w swoich komnatach, położył Hermionę na łóżku i szczelnie okrył kołdrą. Sprawdził jej stan i ponownie ogarnęło go zaniepokojenie.
Miała nikły oddech i słaby, ledwo wyczuwalny puls. To charakterystyczne objawy krytycznej hipotermii. Rzucił na łóżko zaklęcie rozgrzewające i wlał do jej ust miksturę, ale działały one zbyt wolno.
Warknął, zdejmując z siebie ubrania. Nie mógł uwierzyć, że naprawdę to robił, ale to jedyna rzecz, jaka mogła ją uratować. Kiedy już został jedynie w czarnych bokserkach, wślizgnął się pod kołdrę po drugiej stronie łóżka i przycisnął do siebie młodą gryffonkę. Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz, gdy jej lodowate ciało zetknęło się z jego. W ten sposób mógł najszybciej przekazać jej ciepło i uratować przed utratą życia.
Czekał, aż jej oddech wróci do normy. Czekał, aż jej ciało nabierze odpowiedniej temperatury. Głaskał ją po rękach, aby szybciej osiągnąć upragniony efekt.
Pamiętał jeszcze, że cicho mruknęła jego imię, nim pochłonęła go kraina snów. Był wykończony, najpierw ogromną złością, potem potwornym zaniepokojeniem i na końcu niewyobrażalną ulgą. I to wszystko przez tę młodą, nieznośną gryffonkę.


poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Rozdział 7

Siedziała jak na szpilkach. Profesor Snape stał kilka metrów od jej krzesła a dyrektor, siedzący za biurkiem, obracał w palcach swoje ulubione, szare pióro. Hermiona już dawno rozpoznała, że należało do Hardodzioba. Harry posiadał identyczne. Syriusz przysłał mu je pod koniec trzeciego roku, kiedy już udało im się uwolnić go z rąk Ministerstwa. Cóż, gdyby nie zaangażowanie samego dyrektora, ta sprawa nie zakończyłaby się tak łatwo i ojciec chrzestny Harrego w najlepszym wypadku ponownie znalazłby się w Azkabanie, wśród zgrai przerażających dementorów.
- Panno Granger, nie mam dla pani dobrych wiadomości. - Hermiona zastygła w bezruchu. Wyrzucą ją, za taką błahostkę? Owszem, całowanie nauczyciela było złe, ale chyba nie aż tak!
Dyrektor westchnął ciężko. Snape mruknął coś pod nosem, ale siedziała zbyt daleko, by go zrozumieć. Oczy dyrektora, w których dostrzegła żal i bezradność, zawiesiły na niej dłuższe spojrzenie.
- Pani rodzice nie żyją. Zostali znaleźli wczoraj, w swoim mieszkaniu.
Przez chwilę myślała, że to żart. Czekała, aż Dumbledore powie, że się przejęzyczył, ale twarz dyrektora ciągle pozostawała poważna.
Po jej policzku stoczyły się dwie łzy. To przecież niemożliwe!
- Co się stało? - chciała zabrzmieć jak najbardziej naturalnie, ale z jej ust wydobył się jęk.
- Zostali zamordowani przez ludzi Lorda Voldemorta.
Hermiona zaszlochała cicho. Nie odzywała się do matki od swoich urodzin, zmarnowała tyle czasu, którego już nie nadrobi. Jeszcze przed chwilą martwiła się, że wydalą ją ze szkoły, nie dostanie pracy i jej życie się zawali. Myliła się. Ono zawaliło się właśnie w tym momencie.
- Profesor Snape znalazł to w jej ręce. Zgniotła go, chcąc najprawdopodobniej ukryć przed śmierciożercami.
Dziewczyna drżącymi dłońmi zabrała z rąk dyrektora kopertę zaadresowaną do niej. Pewnie jej matka już miała wysyłać sowę...
Otworzywszy ją, wyciągnęła z środka długi list. Od razu rozpoznała to charakterystyczne, zgrabne pismo.


Kochana Hermiono!

Przepraszam. Wiem, że powinnam Ci wszystko wyjaśnić już dawno temu, ale to bardzo trudny temat. 
Najlepiej będzie, jeśli zacznę od samego początku. Urodziłam się w szanowanej, czystokrwistej rodzinie Goldsmithów. Twoi dziadkowie byli wspaniałymi ludźmi, choć zostali znienawidzeni przez większość swojej rodziny. Powód był prosty, nie mieli szaleńczych poglądów na temat czystości krwi, a w tamtych czasach, wśród wielu czystokrwistych rodów, stawiano to na pierwszym miejscu. Związek, czy choćby nawet rozmowa z ludźmi "niższego gatunku" była idealnym powodem do wydalenia takiego delikwenta, lub całej jego rodziny z otoczenia czarodziejskiej szlachty. 
Moi rodzice nie przejmował się odtrąceniem z ich strony. Ja także nigdy nie czułam palącej potrzeby utrzymywania relacji jedynie w towarzystwie czystokrwistych. Ubliżanie i wyśmiewanie mugolaków wcale mnie nie bawiło i cieszyłam się, kiedy moja matka oznajmiła, że nigdy więcej nie znajdziemy się już w domu jakiegokolwiek z popleczników Voldemorta.
Mieszkaliśmy wtedy w Dolinie Godryka, dokładnie tam, gdzie rodzice Twojego najlepszego przyjaciela, Harrego Pottera. 
Oczywiście, uczęszczałam do Hogwartu, ściślej mówiąc, do Hufflepuffu. Chociaż nie byłam, tak jak Ty, najpilniejszą uczennicą w całej szkole. Trzymałam się na uboczu i nie zwracałam na siebie szczególnej uwagi. Cóż, pewnie dlatego nikt się nie zorientował, że moja osoba zniknęła bez śladu z czarodziejskiego świata, a nawet jeśli dostrzegli jakieś nieprawidłowości, uznali mnie za osobę tak mało ważną, że zignorowali to.
To był grudzień. Przerwa świąteczna rozpoczęła się wcześniej bo już na początku grudnia, ale nie pamiętam nawet z jakiego powodu tak się stało. Wiem tylko, że byłam strasznie szczęśliwa z kilku dodatkowych dni we własnym zakątku.
Miałam siedemnaście lat, byłam w Twoim wieku, kochanie. To był poniedziałek, wyjątkowo zimny i śnieżny. Usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu, kiedy akurat wychodziłam z łazienki. Stanęłam blisko schodów, chcąc dowiedzieć się, kim ów przybysz jest, ale nie słyszałam żadnych rozmów. Zeszłam na dół w poszukiwaniu swoich rodziców, ale jedyne, na co się natrafiłam, to ich ciała leżące nieruchomo w salonie. 
Byłam przerażona. Nie wiedziałam, co mam robić! Wtedy zza drzwi kuchni wyłonił się wysoki, brązowowłosy mężczyzna. Wycelował we mnie różdżką i uśmiechnął się szyderczo. Skrzywdził mnie, Hermiono. Zrobił coś o wiele gorszego niż rzucenie zabójczego zaklęcia.
Po wszystkim zostawił mnie tam, poobijaną i wykrwawiającą się. Pewnie myślał, że niedługo umrę w potwornych męczarniach. Chciałam umrzeć. Żałowałam, że tego nie zrobił. 
Nie wiem, ile czasu spędziłam w takim stanie. W pewnym momencie usłyszałam, że ktoś wbiega do mieszkania. Jak przez mgłę zobaczyłam nad sobą okrągłe okulary James'a Pottera.
Ojciec Harrego mnie uratował. Przeniósł moje wiotkie ciało do ich mieszkania, gdzie Lilly, na której wymusiłam przysięgę, że nie zabierze mnie do Św. Munga, opatrzyła moje rany. Była już chyba wtedy w drugim miesiącu ciąży.
Zostałam u Potterów. Wszyscy myśleli, że zginęłam wraz z rodzicami, a ja ukrywałam się w towarzystwie Lilly i Jamesa. Byli jak moje starsze rodzeństwo. Strasznie przeżyłam ich późniejszą śmierć. 
Kiedy po miesiącu pobytu u nich, dowiedziałam się, że jestem w ciąży, kompletnie się załamałam. Lilly podtrzymywała mnie na duchu jak tylko mogła. Nikt nie wiedział o moim istnieniu, obiecali mi, że utrzymają to w tajemnicy.
Często z Lilly podróżowałyśmy do Londynu, gdzie przez czysty przypadek poznałam Nicolasa Granger'a. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Zamieszaliśmy razem, a on pokochał Cię jak swoje własne dziecko. Byłam szczęśliwa, że wszystko mi się udało. Zmieniłam nazwisko, zmieniłam całe życie. Odizolowałam się od świata czarodziejów, który tak bardzo mnie zranił. Chciałam zapomnieć o tym wszystkim i chyba nawet przez chwilę mi się udało.
Poszłam na studia, razem z Twoim ojcem otworzyliśmy gabinet stomatologiczny - wszystko było wspaniale, ale wiedziałam, że nadchodzi nieuniknione. Kończyłaś jedenaście lat. Byłaś czystokrwistą czarownicą, to było pewne, że otrzymasz list z Hogwartu. Udałam wielkie zdziwienie, kiedy profesor McGonagall, moja nauczycielka transmutacji, odwiedziła nas w naszym domu. Tak było mi łatwiej. Widziałam Twoją fascynację tym światem. Chciałam Ci o wszystkim opowiedzieć. O Hogwarcie, czarach, ulicy pokątnej, peronie na King Cross, ale nie umiałam.
W styczniu dostałam sowę od Dumbledore'a. On już wiedział. Wszystko się wydało.
Spotkaliśmy się w jednej z mugolskich kawiarni i rozmawialiśmy. Bardzo długo rozmawialiśmy. Obiecał, że niczego Ci nie powie. Przysiągł, że ja będę mogła zrobić to sama.
Przepraszam, że nie mówię Ci tego osobiście. Dam Ci czas na oswojenie się z tą wiadomością i odpowiem na każde pytanie, kiedy już wrócisz na przerwę letnią. 
Mimo wszystko chcę, żebyś wiedziała. Sama niedawno odkryłam jego tożsamość. Dumbledore dowiedział się tego z jakichś ściśle tajnych źródeł. 
Twoim ojcem jest Rudolf Lestrange, jednej z najbardziej zaufanych ludzi Toma Riddle'a. 
Jeszcze raz przepraszam, że Cię okłamywałam. Nie obwiniaj się za nic, kochanie. Mimo wszystko jesteś moim największym szczęściem. 

Kocham Cię.

Mama 

Im bliżej końca się znajdowała, tym bardziej się trzęsła. Kartka przemoczona była od jej łez spływających obficie po lekko zaróżowionych policzkach.
Hermiona tak na nią naciskała, wściekła za to, że matka tylko lat zatajała przed nią prawdę, nie spodziewając się nawet, że kryła się za tym okropna tragedia.
Jej matka została zgwałcona, a Hermiona była niechcianym owocem tej strasznej rzeczy.
Ktoś coś do niej mówił, ktoś potrząsał nią delikatnie, ale myśli dziewczyny już dawno opuściły gabinet dyrektora. Przestała zwracać uwagę na otaczający ją świat. W drżących dłoniach ściskała list, ostatnią pamiątkę, jaka pozostała jej po matce.
Poczuła, że ktoś łapie ją za twarz i siłą zmusza do podniesienia głowy. Po chwili ujrzała lekko rozmazane, czarne tęczówki profesora Snape'a. Coś do niej mówił, chyba nawet krzyczał, ale Hermiony to wcale nie interesowało. Nic jej już nie interesowało.
Poczuła jak mistrz eliksirów wlewa jej coś do gardła. Nie protestowała, było jej wszystko jedno.
Chwilę później rozmazany obraz zaczął przed nią wirować. Ostatnim, co pamiętała nim osunęła się i zemdlała, była miękka szata, kawowy zapach i twarda klatka piersiowa należąca do profesora Snape'a.

~*~

Nieprzytomna gryffonka osunęła się w ramiona Snape'a. Nauczyciel podał jej silny eliksir uspokajający, po którym obudzi się dopiero za kilka godzin. Wziął dziewczynę delikatnie na ręce i położył na sofie, która stała w gabinecie dyrektora. Czuł potworną wściekłość, widząc jej mokre od łez policzki. Gdyby dotarli tam wcześniej jej rodzicom nic by się nie stało!
- Obudzi się za kilka godzin, ale będzie w opłakanym stanie. To specjalny eliksir, różnie działa na ludzi. Mdleją w ostateczności, kiedy mikstura nie potrafi poradzić sobie z ich uczuciami i jedyne, co robi, aby uchronić organizm, jest tymczasowe sparaliżowanie czarodzieja, który ją zażywa.
- Musi się nią zająć ktoś wykwalifikowany, Severusie. 
- Sugerujesz, że tą osobą mam być ja? - udał zdziwionego, ale w głębi duszy miał nadzieję, że to właśnie jemu przypadnie to zadanie - Nie możesz po prostu umieścić jej w skrzydle szpitalnym?
- Tam nie zazna spokoju, ciągle ktoś będzie ją odwiedzał. Poza tym, bez problemu będzie mogła zrobić coś głupiego.
Severus spojrzał na śpiącą gryffonkę. Teraz jej klatka unosiła się w już w spokojnym rytmie. 
Zastanawiał się, jak przetransportować ją do swoich komnat. Była sobota, po dziesiątej. Teraz wszyscy krzątali się po zamku. Nie mógł tak po prostu zejść do lochów z lewitującą Hermioną. 
Podszedł do niej i przerzucił sobie przez ramię. Może mało wygodna pozycja, ale w tej sytuacji niezbędną. Za pomocą sieci Fiuu przeniósł się do swoich kwater.
Ułożył brunetkę w łóżku i przykrył ciemną pościelą. Hermiona mruknęła coś pod nosem, ale się nie obudziła. Byłby w szoku, gdyby to zrobiła. Patrząc na jej stan w gabinecie dyrektora, doszedł do wniosku, że obudzi się dopiero za pół roku.
Usiadł za hebanowym biurkiem i zaczął sprawdzać wypracowania. Miał na to dużo czasu, ale chciał się czymś zająć i przestać myśleć o brązowowłosej gryffonce.
Nie wiedział, ile czasu minęło. Godzina, może dwie, kiedy Hermiona zaczęła rzucać się po łóżku. W myślach skarcił się za to, że najpierw nie podał jej eliksiru słodkiego snu.
Dziewczyna znowu ciężko oddychała, po jej policzku toczyły się łzy, a całe ciało niekontrolowanie się trzęsło. 
- Nie, proszę, zostaw ich. - mamrotała pod nosem, rzucając rękoma. Próbował ją uspokoić, próbował do niej mówić, ale go nie słuchała. Złapał ją za dłoń, ale wyrwała się z jego uścisku. Postawił na radykalne kroki. 
Znalazł się po drugiej stronie łóżka i wślizgnął po kołdrę. Złapał ją rękoma i przycisnął do siebie. Na początku kopała go nogami i próbowała uwolnić, po chwili zaczęła się uspokajać, mocniej przylegając do jego klatki piersiowej. Wiedział jak na nią działał. Odczytał to w jej oczach już dawno temu, ale to uczucie nie miało prawa bytu. Pomijał kompletnie fakt, że był jej nauczycielem. Ona była młodą, piękną kobietą, a on zniszczonym przez życie, znienawidzonym przez wszystkich staruchem.
Gładził ją po plechach i szeptał na ucho kojące słowa. Nie odszedł od niej, dopóki jej oddech nie wrócił do normy. Później niepostrzeżenie wyślizgnął się z łóżka i usiadł na fotelu obok niego, uważnie obserwując panne Granger przez cały ten czas.

~~
Nowy rozdział pojawi się dopiero w połowie sierpnia!