piątek, 29 lipca 2016

Rozdział 6

Obudziła się z niewyobrażalnym bólem głowy. Podniosła leniwie jedną powiekę i z przerażeniem stwierdziła, że nie znajduje się w wieży gryffindoru. Leżała na czarnej, skórzanej kanapie, przykryta miękkim, brązowym kocem. W pomieszczeniu było okropnie ciemno, nie widziała nawet własnych rąk.
- Lumos - szepnęła a po chwili z końca różdżki wystrzeliła mała smuga światła. Hermiona czuła palącą potrzebę wypicia jakiegokolwiek napoju, ale, przede wszystkim, bezalkoholowego. Nigdy wcześniej nie miała takiej suchości w ustach.
Nie chciała tak się upić. Myślała, że kilka lampek wina w towarzystwie Freda Weasley'a dobrze jej zrobią i oddalą od ciągle nękających ją myśli. Chłopak przybył do wioski, żeby spotkać się z Madame Rosmertą, choć uparcie twierdził, że cel jego podróży był zupełnie inny. Mógł wszystkich oszukiwać, ale Hermiona znała prawdę, bo nakryła ich w wakacje przed domem Weasley'ów, kiedy wracała z nocnego spaceru.
Hermiona nie pamiętała za wiele z wczorajszego wieczoru. Film urwał jej się zaraz o tym jak opuściła Hogsmeade, chociaż kiedy wychodziła z pabu, wmawiając chłopakom, że musi wyjść wcześniej by jeszcze na chwilę zajrzeć do biblioteki, czuła się całkowicie trzeźwa.
Dziewczyna położyła stopy na zimnej podłodze przez co przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Zaczęła powoli rozglądać się po pomieszczeniu. Odniosła wrażenie, że już tutaj kiedyś była.
Kiedy usłyszała dźwięk, omal nie krzyknęła. Obróciła różdżkę w jego kierunku i spostrzegła postać leżącą na łóżku. Hebanowe meble, satynowa, czarna pościel.
Jasna cholera. Była w sypialni Snape'a.
Nagle obrazy z wczorajszego wieczoru zaczęły bombardować ją niczym kule armatnie. To, jak znalazł ją na dziedzińcu, jak przyprowadził ją do lochów, jak..
Dziewczynę sparaliżował strach. Oczy miała szeroko otwarte, a jej oddech znacznie przyśpieszył.
Na Merlina, ona go pocałowała.
Mężczyzna przewrócił się na bok, ale, na całe szczęście dla Hermiony, ciągle spał. Dostrzegła przy jego szafce mały flakonik z eliksirem słodkiego snu. Zawsze brał go przed snem? To przez te koszmary?
Wyszła powoli z jego sypialni w poszukiwaniu kuchni. Kiedy już jej się to udało, otworzyła lodówkę i z przykrością stwierdziła, że kompletnie nic w niej nie ma. Z drugiej strony, czego się spodziewała? Przecież każdego dnia w wielkiej sali czekała na nich obfita kolacja, po co miałby jeszcze gotować?
Wzięła do ręki szklankę i nalała do niej kranowej wody. Całe szczęście, że transmutacje wody w sok dyniowy mieli na czwartym roku.
 Machnęła różdżką, która po sekundzie zgasła. Po omacku znalazła szklankę i wypowiedziała zaklęcie, po chwili rozkoszując się przyjemnie kwaśnym i zimnym płynem spływającym do jej żołądka. 
W pewnym momencie, czego w ogóle się nie spodziewała, ktoś złapał ją za nadgarstek, w której miała różdżkę.
- Czy nie za swobodnie czuje się pani w moich prywatnych kwaterach, panno Granger? - tak strasznie ją wystraszył, że krzyknęła i wypuściła z rąk szklankę, która roztrzaskała się na podłodze - Pięknie. Do tego demolujesz mi kuchnię.
Chwilę później pomieszczenie zalało światło pochodzące od odpalonych świec. Hermiona mogła teraz dostrzec czujne i jednocześnie mocno zaciekawione spojrzenie profesora Snape'a. 
- Kac? - Hermiona nie potrafiła się odezwać. Stał za blisko, stanowczo za blisko! - Kto panią tak urządził?
- Fred Weasley postawił mi kilka lampek wina w barze. Chyba mam słabą głowę.
- Słabą głowę? Nie miałaś siły, żeby utrzymać się na nogach, chociaż niektóre rzeczy nie sprawiały ci większego problemu.
Hermiona zaczerwieniła się jak piwonia. Stała, ciągle skupiając swoje spojrzenie na jego butach.
- To podchodzi pod molestowanie, panno Granger. Powinienem zgłosić to dyrektorowi.
Drwił z niej. Domyślała się, że tak będzie. Zyskał teraz całkiem dobry powód, żeby naśmiewać się z niej przez najbliższe piętnaście lat.
- Przepraszam. - mruknęła cichutko - Dlaczego nie zaprowadził mnie pan do pani Pomfrey?
- Poppy byłaby wściekła i nie puściła sprawy tak łatwo. Siłą zaciągnęłaby cię do dyrektora, a z tego, co mi wiadomo, nie masz ochoty z nim rozmawiać.
Dziewczyna posłała mu zszokowane spojrzenie. Skąd on wiedział, że była zła na Dumbledore'a?! On też o wszystkim wiedział?! Nie, to nie możliwe. Pamiętała jaki wrócił od Voldemorta. On dopiero wtedy, na tym spotkaniu poznał prawdę.
- Cóż za zdumiewająca troska, profesorze. - warknęła, ale po chwili bardzo tego pożałowała. Brwi mistrza eliksirów mocno się zwęziły a na czole niebezpiecznie pulsowała malutka żyłka.
- Wynoś się do swojej wieży, zagubiona księżniczko. - jego ton mroził krew w żyłach - Ostatni raz byłaś w tych kwaterach.
- Przepraszam, profesorze.
- Powiedziałem wynoś się!
Hermiona zerwała się z miejsca i wybiegła z jego kwater, a następnie z sali eliksirów. Gdy zatrzasnęła drzwi, oparła się o nie, ciężko oddychając. Chyba trochę przesadziła. Teraz Snape będzie się na niej wyżywał do końca roku. Pogorszyła i tak już ciężką sytuację. Tylko jedna myśl ciągle nie dawała jej spokoju.
Odwzajemnił jej pocałunek?


~*~

Mała gówniara. 
Co ona sobie wyobrażała, do cholery?! W przypływie złości zapomniał odebrać gryffonom setek punktów za dyskusje z nauczycielem!
Nie bądź hipokrytą, Snape - zabrzmiało w jego głowie. Kiedy całował  się z nią kilka godzin wcześniej, wcale nie uważał jej za swoją uczennicę, ale bardzo atrakcyjną, młodą kobietę. Miał nadzieje, że nie pamiętała jak pod wpływem chwili, ogarnięty jej piżmowym zapachem, z pasją oddawał każdy pocałunek na miękkich, malinowych ustach. Gdyby Dumbledore się o tym dowiedział bez mrugnięcia okiem wydałby go czarnemu panu.
Przez chwilę przez myśl przeszła mu wizja wspólnego życia z Hermioną, ale szybko się opamiętał. Zachowywał się jak stary zboczeniec. Przecież on mógłby być jej ojcem!
- Severusie. - był tak pochłonięty myśleniem o młodej gryffonce, że nie zauważył patronusa Dumbledore'a. Biały Feniks wpatrywał się w niego z czujnością - Oczekuję cię w moim gabinecie, jak najprędzej.
Snape warknął cicho pod nosem i machnięciem różdżki odział się w swój standardowy strój. Wziął do ręki trochę zielonego proszku i po chwili już był w siedzibie dyrektora.
- Musimy się spieszyć, Severusie!
Czarnowłosy nie miał pojęcia, co się dzieje. Dumbledore szalał po swoim gabinecie i Snape już przez chwilę myślał, że w końcu zwariował - Musimy natychmiast przenieść się na obrzeża Londynu.
Jak najszybciej się dało, opuścili bezpieczne tereny Hogwartu, a wtedy aportowali się w wyznaczone przez dyrektora miejsce. Wszystko wydawało się być normalne. Ciemna ulica oświetlona kilkoma latarniami, kilka podobnych do siebie domów ustawionych w równym szeregu. Czego oni tutaj szukali?
- Szybko, Severusie.
Dumbledore ruszył w kierunku jednego z domostw. Bez wcześniejszego pukania, wbiegł, pozostawiają drzwi na oścież otwarte. Snape tylko czekał, aż ktoś zaraz zacznie krzyczeć na starca za jego szaleńcze zachowanie, ale w mieszkaniu panowała przerażającą cisza. Przystanął na chwilę, rozglądając się po pomieszczeniu. Typowy, mugolski wystrój, naprawdę nic specjalnego. Po raz kolejny przed jego oczami pojawiła się sylwetka Artura Weasley'a.
Przeszedł przez nieduży salon i stanął obok Albusa w skromnej kuchni. Spojrzał zdziwiony na Dumbledore'a, ale ten wskazał mu tylko głową przed siebie.
Kiedy Snape spojrzał w tamtym kierunku, dostrzegł ciało kobiety leżące za wysokim blatem. Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. Szybko znalazł się przy niej, ale już wiedział, że została zabita śmiertelną klątwą. Widział też efekty działania crusiatusa i chyba noża, który teraz zakrwawiony leżał na blacie Jej oczy były potwornie puste a twarz zastygła w wyrazie okropnego zmęczenia. Przed śmiercią dużo wycierpiała. Nienawidził tego w działaniach śmierciożerców. Może to brzmiało dziwnie, zważywszy na to, że on sam był jednym z nich lecz ich działania znacznie się różniły. On, kiedy już musiał kogoś zabić, robił to szybko, bez jakiegokolwiek nękania, natomiast oni czerpali potworną przyjemność z torturowania i zadawania bólu swoim ofiarom.
Severus nie mógł pozbyć się wrażenie, że ta kobieta kogoś mu przypominała.
- Hermiona nie usłyszy jutro dobrych wieści.
Dopiero wtedy Snape zauważył to podobieństwo. Te same kasztanowe loki, te same bursztynowe oczy. To była jej matka.
Severus poczuł gdzieś głęboko w sobie uczucie żalu. Wiedział, że jutro życie Hermiony wywróci się do góry nogami. Ona nie zasługiwała na taki los, na Merlina!
Wtedy dostrzegł, że kobieta coś trzymała w ręce. Delikatnie wyciągnął z jej dłoni skrawek papieru, który okazał się być zaklejoną kopertą.

Hermiona Granger
Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie
Pokój wspólny Gryffindoru

Zabrał list i włożył go do kieszeni. Obiecał sobie, że przy najbliższej okazji odda go Hermionie.
- Wezwałeś aurorów? - mruknął beznamiętnie w stronę dyrektora.
- Tak, są już w drodze.

~*~

Miała potwornego kaca. Po powrocie od Snape'a już nie zasnęła. Przewracała się tylko na łóżku, nie mogąc sobie znaleźć odpowiedniego miejsca.
- Wszystko dobrze, Hermi? - zapytała Ginny w trakcie śniadania - Licho wyglądasz. Ron i Harry powiedzieli mi, że byliście wczoraj w Hogsmeade.
Naprawdę nie chciała wracać wydarzeniami do wczorajszego dnia. Najlepiej by było, żeby nigdy nie miał miejsca.
- Och, Ginny, wczorajszy dzień na pewno zostanie niezapomniany.
Rudowłosa spojrzawszy na Hermionę ze zdziwieniem, odłożyła na stół puchar z sokiem dyniowym.
- Chcesz mi o czymś powiedzieć?
Hermiona już miała zacząć mówić, kiedy Ginny nagle się zmieszała i zawiesiła swoje spojrzenie na leżącym przed nią talerzu.
- Panno Granger - usłyszała za sobą lodowaty głos profesora Snape'a i już zrozumiała dziwne zachowanie przyjaciółki - Ma pani udać się ze mną do gabinetu dyrektora.
Naprawdę mu powiedział?!
Hermiona przełknęła głośno ślinę. Cokolwiek by to nie było, nie zapowiadało niczego dobrego. Widziała to w jego oczach. Chociaż dla każdego innego byłyby złowieszczo chłodne, ona wiedziała, że kryje się za nimi kompletna bezradność.

~~
Dziękuję za wyświetlenia i komentarze! ♥

wtorek, 26 lipca 2016

Rozdział 5

17 urodziny Hermiony wcale nie były tak piękne, jak sobie wyobrażała. Ciągle słyszała w uszach dudniące słowa profesora Snape'a, który twierdził, że jej matka była czarownicą. Nie potrafiła w to wszystko uwierzyć. Ona? Jane Granger? Przykładna matka, mugolska pani stomatolog, ma jakikolwiek kontakt ze światem czarodziejów? Przecież ciągle pamiętała jej ogromne zdziwienie, kiedy Hermiona dostała list z Hogwartu, a profesor McGonagall przybyła, aby opowiedzieć im o magicznych zdolnościach ich córki. Matka mogła jej tyle opowiedzieć na temat świata magii! Dlaczego tego nie zrobiła?
Hermiona chciała z nią porozmawiać zaraz po powrocie do domu na letnie wakacje, ale nie potrafiła tego zrobić. Nie chciała, żeby to wszystko okazało się gorzką prawdą.
Kiedy sprzątały po przyjęciu, które jej rodzice wyprawili dla najbliższej rodziny, Hermiona postanowiła przezwyciężyć swój strach. Na początku nie wiedziała jak się za to zabrać, więc postawiła na drastyczne środki.
- Wiem, że jesteś czarownicą, mamo.
Pani Granger wypuściła z rąk talerz, który spadł na śnieżnobiałe płytki, roztrzaskując się na setki kawałeczków. Hermiona twardo patrzyła w oczy rodzicielki, żeby ta nie zorientowała się, że nastolatka wcale nie jest tak bardzo pewna swoich słów.
- Skąd wiesz? Powiedzieli ci? Przecież obiecali!
- Dowiedziałam się przez przypadek. Podsłuchałam rozmowę Snape'a i McGonagall.
- Skończmy ten temat.
Urwała szybko i jak gdyby nigdy nic schyliła się po rozbite elementy i zaczęła wrzucać je do kosza. Hermiona stała jak otępiała. Przez chwilę nawet zapomniała jak się oddycha. Była tak cholernie rozczarowana.
- Czyli to wszystko prawda? - wyszeptała, czując jak pod powiekami zbierają jej się łzy.
- To trudne, kochanie. Bardzo trudne. Rozmawiałam już na ten temat z profesorem Dumbledorem.
- Korespondujesz z dyrektorem?! - smutek zastąpiła potworna wściekłość - Dlaczego ja o niczym nie wiem?!
- To nie jest twoja sprawa!
- Jestem twoją córką! Okłamywałaś mnie przez siedemnaście lat!
- Hermiono, przestań! Nie rób z tego takiej afery!
- Co proszę? Czy ty siebie słyszysz? Albo powiesz mi teraz, o co chodzi, albo wyjdę stąd i nigdy nie wrócę.
Jane Granger spuściła wzrok na swoje stopy, nie potrafiąc spojrzeć córce w oczy. Nie mogła jej powiedzieć. Hermiona była za młoda, nie powinna dowiadywać się o takich rzeczach.
Kiedy młoda gryffonka opuszczała kuchnię, matka strasznie chciała złapać ją za ramię i przyciągnąć do siebie, ale wiedziała, że to tylko podsyci kolejną kłótnię. Oparła się o ścianę i po chwili się po niej osunęła. Z jej powiek popłynęły dwie, krystaliczne łzy. Nie mogła jej powiedzieć. Nie mogła zranić osoby, którą tak bardzo kochała. Oczywiście, Hermiona cierpiała, ale to był ból stokroć mniejszy, niż ten, który poczułaby, gdyby poznała prawdę.
Gryffonka resztę wakacji spędziła w Norze.

~*~
Hermiona ciągle miała zły humor. Ron nie mógł już wysiedzieć w jej towarzystwie, a w pociągu zajął wagon wraz z Nevillem i Simsuem.
Harry nie zamierzał tak łatwo zostawić przyjaciółki. Widział, że miała jakiś problem, ale cały czas udawała, że wszystko jest w porządku. Do ich przedziału dołączyła Ginny, która bardzo zbliżyła się do brunetki po tym, jak brunetka przyjechała do nich w swoje siedemnaste urodziny.
- Pójdę sprawdzić co z Ronem. - Harry spojrzał znacząco na rudowłosą a ta skinęła głową. Zrozumiała jego intencje. Chciał, żeby porozmawiała z Hermioną i próbowała jakoś ją pocieszyć.
- Hej, nie możesz być ciągle taka nachmurzona, bo nietoperz zobaczy w tobie konkurencje! - zażartowała, ale przyniosło to skutek odmienny od zamierzanego.
- Nie obrażaj go, Ginny. Ja lubię profesora Snape'a.
- Wiem, Hermiono, nie dało się nie zauważyć. Non stop o nim mówisz.
Dziewczyna posłała przyjaciółce pytające spojrzenie, ale ta tylko pokiwała głową i zaśmiała się serdecznie.
- Profesor Snape jest taki inteligentny, oczytany, elokwentny, pod tą grubą warstwą niechęci do ludzi musi kryć się prawdziwy skarb! Mówisz przez sen, Hermiono!
Starsza gryffonka zrobiła się czerwona jak piwonia. Tak, przez te wakacje jej uczucia do profesora Snape urosły w siłę, ale nie każdy powinien o tym wiedzieć!
- On ci się podoba. - Ginny nie była już rozbawiona, ale szczerze zdziwiona i zszokowana. Hermiona mruknęła coś niewyraźnie pod nosem i zabrała się za czytanie notatek z zaklęć. Za kilka dni mieli pisać egzamin z tematów, których nie zdążyli zrealizować w zeszłym roku. Tylko Ginny nie zamierzała tak łatwo jej odpuścić. Złapała ją rękę i posłała pocieszający uśmiech.
- Może to zabrzmi dziwnie, Hermiono, ale cieszę się, że trafiło na kogoś takiego. - Granger otworzyła usta w geście niedowierzania - Pasujecie do siebie! Jesteś zbyt dojrzała dla chłopaków z twojego rocznika. Z nim będziesz miała o czym rozmawiać i, poza tym, jest rozsądny i na pewno cię nie zrani.
- Nie wybiegaj za daleko w przyszłość, Ginny - Hermiona postanowiła nieco ostudzić jej entuzjazm - To, co ja czuję do profesora Snape'a, nie jest jednoznaczne z tym, co on czuje do mnie. On widzi we mnie tylko głupią małolatę.
- Och, przestań - machnęła ręką - Facet to tylko facet. Każdego można w sobie rozkochać, tylko na niego będziesz potrzebowała więcej czasu i cierpliwości.
Ucięły rozmowę, bo do wagonu wrócił Harry, który przyniósł im po opakowaniu czekoladowych żab.
Kiedy opuszczali peron i wsiedli do powozów, Rona ciągle z nimi nie było. Dopiero w Wielkiej Sali usiadł naprzeciwko Hermiony.
- Już ci przeszło? - dziewczyna nawet na niego nie spojrzała, udając, że w ogromnym skupieniu wsłuchuje się w słowa dyrektora szkoły. On korespondował z jej matką i o niczym jej nie powiedział!
Przeleciała wzrokiem po stole nauczycielskim, odnajdując przy nim upragnioną postać. Severus Snape siedział na końcu stołu, obok profesor McGonagall i maltretował na swoim talerzu potrawkę z kurczaka. Kiedy ich spojrzenia na chwilę się spotkały, dziewczyna prędko odwróciła wzrok.
- Harry, może pójdziemy do Hogesmade?
Był piątek, co innego mieli robić? Tak, w normalnych okolicznościach Hermiona poleciałaby natychmiast do biblioteki i zaczęła studiować zaklęcia i eliksiry na najbliższe zajęcia, ale jedyne, o czym teraz marzyła, to trochę kremowego piwa.
Razem z Ronem i Harrym ruszyli do Hogesmade. Brunet był do tego pomysłu ujemnie nastawiony, ale po namowach dwójki przyjaciół w końcu uległ i razem ruszyli do wioski czarodziejów. Nie pamiętała już, kiedy ostatni raz ją odwiedzała. Ciągle siedziała w zamku albo nad wypracowaniami albo nad kociołkami w gabinecie Snape'a.

~*~

Znowu przypadł mu dyżur w środku nocy. Nie, żeby z tego tytułu narzekał. Wręcz przeciwnie, uwielbiał nocne obchody z dwóch powodów. Po pierwsze, wszyscy uczniowie spali grzecznie w swoich dormitoriach i po drugie, jeśli już jakiś delikwent nie był w łóżku, przy jego nakryciu Snape mógł uraczyć go minusowymi punktami i szlabanem, co wręcz uwielbiał w swoim zawodzie.
Był pierwszy września, uroczyste rozpoczęcie, kilka formalności. Zapewne wszyscy opadli z wyczerpania po dzisiejszych uroczystościach. Taką miał nadzieje, dopóki nie usłyszał dziewczęcego chichotu.
Poszedł za jego źródłem, natrafiając, ku swojemu ogromnemu zdziwieniu, na burzę brązowych loków siedzących na ławce. Szybko zdążył wywnioskować, że wracała z Hogesmade.
- Panno Granger? - odpowiedziało mu niewyraźne mruknięcie. Podszedł do niej, na kilometr czując woń alkoholu. Przewrócił oczami i wziął gryffonkę pod ramię. Piękne rozpoczęcie pełnoletności, Granger.
Na początku chciał zaprowadzić ją do Pomfrey, ale uświadomił sobie, że dziewczyna może mieć przez to poważne kłopoty. Wiedział, że dużo przeszła w te wakacje, nie chciał pogarszać już złej sytuacji. Albus opowiadał mu o sprzeczce z jej matką i spędzeniu przez Hermionę połowy wakacji w Norze, w towarzystwie najmłodszej Wesleyówny. Jak oni mogli się wtedy nie zorientować, że ta małolata stoi pod drzwiami i bezczelnie podsłuchuje!
Zaprowadził ją do lochów i usadził na jednym ze skórzanych foteli. Cały czas zastanawiał się, co powinien z nią zrobić.
 Dziewczyna runąwszy na oparcie, podtrzymywała głowę na jednej z dłoni. Jej loki opadały na czoło, przez co na twarzy pojawiał się słodki grymas. Na Merlina, Severusie. Było wiele epitetów, którymi mógł określić młodą gryffonkę, ale "słodka" zdecydowanie do nich nie zależało. Chociaż musiał przyznać, że dziewczyna może nie była boginią piękności, ale na pewno atrakcyjną, młodą kobietą a jej inteligencja dodawała jej jeszcze więcej uroku. Szczerze był zdumiony, dlaczego wciąż była sama, ale w towarzystwie idioty Weasley'a i Pottera, trudno było się temu dziwić.
Przymknęła oczy i przez chwilę miał wrażenie, że śpi. Pochylił się nad nią, żeby to sprawdzić, a wtedy ona podniosła ciężkie powieki. Pomimo tego, że jej wzrok był zamglony i mętny, posłała mu czarujące spojrzenie, na co Snape'a przeszedł dziwny dreszcz. Nim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, dziewczyna pochyliła się nad nim i złączyła ich wargi w niewinnym pocałunku.

niedziela, 24 lipca 2016

Rozdział 4

Minęły cztery miesiące, odkąd Hermiona Granger rozpoczęła nauki u mistrza eliksirów. Nie był to łatwy czas, raz nawet chciała zrezygnować, ale teraz musiała stwierdzić, że dobrze zrobiła odbiegając od tego pomysłu. Snape nauczył ją wielu nowych, przydatnych mikstur, a dzięki jej pomocy zaplecze skrzydła szpitalnego nie musiało martwić się o deficyt jakichkolwiek lekarstw. Musiała przyznać, że profesor Snape, pomimo swojej okropnej natury, był człowiekiem niezwykle inteligentnym i Hermiona zaczęła łapać się na tym, że, tak właściwie, nawet bardzo go lubi. Co prawda nie zachwalał jej i nie nagradzał Gryffindoru dodatkowymi punktami, ale widziała w jego oczach cień podziwu za każdym razem, kiedy tworzyli wspólnie jakieś zaawansowane eliksiry.
- Jaką masz odpowiedź na drugie pytanie? - szepnął w jej kierunku Ron, kiedy odrabiali pracę domową w wielkiej sali. Dzisiaj, ku rozpaczy Weasley'a, nadzorował ich profesor Snape. - Hermiono!
Nie zdążył nic więcej powiedzieć bo właśnie został uderzony w głowę przez porfesora Snape'a zeszytem w twardej oprawie. Harry skrzywił się, kiedy mistrz eliksirów wymierzył i jemu niesprawiedliwą karę.
Hermiona zaśmiała się pod nosem, widząc dezaprobatę Rona i zabrała się do dalszej pracy z transmutacji. Na chwilę zawiesiła swoje spojrzenie na Snape'ie, który właśnie czytał pracę domową Lavender Brown. Miał na sobie dokładnie to co zawsze, czarną, długą szatę i zapięty na wszystkie guziki długi surdut. Tłuste, sięgające ramion włosy, zaświeciły się pod wpływem promieni słonecznych wpadających przez ogromne okno. Musiała przyznać, że może nie był idealnym, ale na pewno intrygującym mężczyzną. Ciekawe, czy jego włosy po umyciu są tak miękkie jak sobie wyobrażała...
- Hermiono, wszystko ok? - zapytał Harry z dziwną miną wpatrując się w przyjaciółkę.
- Tak, przypomniałam sobie właśnie, że nie rozmawiałam z profesorem na temat dzisiejszych praktyk.
Zamknęła zeszyt i wstała od stołu, unikając błagalnego spojrzenia Rona. Podeszła do Snape'a, który był od niej wyższy o głowę i dała mu zeszyt z pracą domową z eliksirów.
- Panie profesorze - uniósł do góry jedną brew - Nie uzgodniliśmy godziny dzisiejszych zajęć.
- Dzisiaj masz wolne. Mam kilka spraw do załatwienia.
Hermiona poczuła ukłucie żalu. Już przyzwyczaiła się do spędzania piątkowego popołudnia w towarzystwie mistrza eliksirów.
Kiwnęła delikatnie głową i skierowała się w stronę wyjścia. Usłyszała jeszcze głośny trzask i kolejne jęczenia Rona.

~*~ 

Mroczny znak palił go niemiłosiernie już od godziny, ale nie mógł zostawić tej bandy bałwanów. Czarny pan nigdy nie wzywał go w środku dnia, więc musiał liczyć się z tym, że nie będzie zbytnio zadowolony, kiedy już wróci do szkoły. Voldemort musiał być zły, a to zawsze źle odbijało się na jego sługach.
Kiedy wybiła siedemnasta, wyrzucił wszystkich uczniów z sali i skierował się do swoich komnat, gdzie założył na siebie szaty śmierciożercy i za pomocą proszku fiuu znalazł się w kwaterze czarnego pana. 
Zachowywał się dokładnie tak jak zawsze. Rzucał wszystkim pogardliwe spojrzenia i z nikim nie rozmawiał dłużej niż przez dwie minuty. Kiedy już wszyscy wezwani znaleźli się przy długim, dębowym stole, do sali wkroczył główny zainteresowany.
- Witam was, przyjaciele. - powiedział, gdy już zajął swoje honorowe miejsce - Nasz brat, Rudolf, przekazał mi kilka informacji na temat naszej małej gryffonki.

~*~

Wracała właśnie z biblioteki, kiedy usłyszała czyjś jęk. Zdezorientowana zaczęła rozglądać się naokoło siebie, z różdżką wycelowaną w nieznany punkt. Dopiero po chwili zobaczyła czarną postać z trudem trzymającą się filaru. Serce zabiło jej mocniej, kiedy uświadomiła sobie, że to profesor Snape!
- Co się panu stało? - zaczęła, podbiegłszy do niego. Złapała go pod ramię i zaczęła iść w stronę skrzydła szpitalnego.
- Nie - powiedział stanowczo - Do lochów. 
Hermiona przez chwilę biła się z myślami, ale w ostateczności zaufała swojemu nauczycielowi. Był w opłakanym stanie. Strużka krwi spływająca z czoła, rozdarte szaty, poharatane ręce..
Kiedy weszli do sali eliksirów, Snape przeprowadził ich do jego prywatnych komnat. Mruknął coś pod nosem, a wtedy czarne drzwi zaskrzypiały lekko i otworzyły się na oścież. Hermione przeszedł dreszcz na skutek zimnego powietrza i przez chwilę myślała, że znowu wyszli na dwór. Okazało się jednak, że znajdują się w sypialni. Wszystko tam było ciemne i utrzymane w kolorach domu węża - czarne i zielone. Ułożyła profesora na satynowej pościeli, szybko rzucając na niego zaklęcie sprawdzające. Nie była magomedykiem, nie wiedziała, coma robić.
- Idź po McGonagall.
Hermiona pośpiesznie wyczarowała patronusa i wysłała go do opiekunki domu. Wpadła do składzika, zabierając kilka fiolek eliksiru przeciwbólowego. Wlała je nauczycielowi do ust, by chociaż trochę uśmierzyć jego ból. Snape zaczynał tracić zmysły. Chociaż ciągle patrzył na Hermionę, jego oczy były nieobecne.
- Nie.. Lily.. - szepnął, szarpiąc ręką, na co mimowolnie się skrzywił. Hermiona złapała go za ramiona, dociskając do łóżka, ale była zbyt słaba.
- Jestem tutaj, wszystko będzie dobrze - desperacko złapała go za dłoń, mając nadzieję, że się uspokoi. Ku jej zaskoczeniu, po chwili przestał się szamotać.
Do pokoju wpadła zdyszana McGonagall. Przez chwilę ze zdziwieniem przyglądała się połączonym w uścisku dłoniom Severusa i Hermiona, ale gdy tylko spojrzała na twarz nauczyciela, od razu przestała o tym myśleć. Podeszła do niego, rzucając kilka nieznanych Hermionie zaklęć, po czym wysłała młodą gryffonkę po eliksir słodkiego snu. Dziewczyna przez chwilę się wahała. Nie wiedziała, czy gdy odejdzie, jej profesor na nowo nie znaczne się rzucać po łóżku. Ostrożnie puściła jego dłoń, odczekała chwilę i gdy zobaczyła, że spokojnie oddycha, znowu pobiegła do składzika.
Czekały.
Obie siedziały przy łóżku Severusa, czekając, aż wreszcie się obudzi. Minęło już kilka godzin i choć profesor McGonagall wysyłała Hermionę do wieży Gryffindoru, ta nie chciała się zgodzić, tłumacząc swoje zachowanie tym, że to ona znalazła profesora w takim stanie i nie odejdzie, dopóki nie zobaczy, że wszystko z nim w porządku. Tak naprawdę dziewczyną kierowała troska. Cholernie bała się o życie swojego profesora i w duszy skarciła się za to, że zaczyna czuć do niego coś więcej, niż tylko przyjazne nastawienie. Merlinie, on zaczynał się jej podobać!
Usiadła w skórzanym fotelu, ciągle czekając na jakikolwiek znak. Było już grubo po północy. Powieki dziewczyny robiły się coraz cięższe.
- Co ona tutaj robi? - jak ona się ucieszyła słysząc ten złośliwy syk.
- Hermiona znalazła cię na dziedzińcu, Severusie. Gdyby nie ona, nie wiadomo co by się z tobą stało.
- Chyba już dawno po ciszy nocne, prawda, panno Granger? - syknął, posyłając w jej stronę mordercze spojrzenie - Żegnam panią.
Z początku gryffonka miała mu za złe brak jakiegokolwiek podziękowania, ale później przypomniała sobie, że to przecież Snape. Wyszła z jego sypialni, przymykając drzwi, jednak coś ją zatrzymało. Przysunęła ucho do szpary i za wszelką cenę starała się nie zdradzić swojej obecności.
- Co się stało, Severusie? - usłyszała zatroskany głos profesor McGonagall.
- Czarny pan się wściekł. - usłyszała ciche syknięcie - Był zły, że nikt wcześniej nie dowiedział się, że matka panny Granger jest czarownicą. 

czwartek, 21 lipca 2016

Rozdział 3

Severus Snape i Minerwa McGonagall klęczeli nad nieprzytomną Hermioną. Nie mogli zanieść jej do skrzydła szpitalnego nie wzbudzając przy tym podejrzeń, a tylko niektórzy nauczyciele byli wtajemniczeni w całą sprawę.
Snape sprawdził puls gryffonki, później czoło i ogólne obrażenia, których, na szczęście, nie miała. Rzucił jeszcze zaklęcie sprawdzające, aby upewnić się, że nie oberwała żadną nieznaną im klątwą.
- To normalne omdlenie po otrzymaniu drętwoty. - McGonagall delikatnie klepała Hermionę po policzku - Tak to ona się nigdy nie obudzi.
Zamachnął się i uderzył ją. Dostatecznie mocno, żeby się ocknęła i jednocześnie słabo, by nie zapamiętała tego na długo. Hermiona otworzyła brązowe oczy, od razu łapiąc się za policzek.
- To było niehumanitarne, Severusie. - grzmiała Minerwa.
- Ale skuteczne. - Hermiona podniosła się do pozycji siedzącej z dezorientacją spoglądając na twarze nauczycieli. Przez krótki czas nie wiedziała, co właściwie się stało.
- Kim był ten mężczyzna? - wyszeptała w końcu, po chwili zakrywając sobie usta dłonią.
- Pamiętasz jak mówiłem ci, że nie wolno ci się włóczyć po zamku w nocy? Zmieniam zdanie, w dzień też ci nie wolno.
- Pani profesor - Snape był urażony tak jawnym zignorowaniem - Co się dzieje? Dlaczego ktoś mnie zaatakował?!
Minerwa wyglądała jakby właśnie wypiła szklankę szkielet-wzro. Minę miała tęgą a usta zaciśnięte w wąską linię.
- Idziemy do dyrektora. - wyszeptała po chwili, zrywając się na równe nogi. Szła pierwsza, za nią lekko poturbowana Hermiona i na samym końcu Snape. Gdy znaleźli się przed pomnikiem gargulca, opiekunka mruknęła tylko "musy świstusy" i po chwili otworzyły się przed nimi kamienne schody. Wspięli się prędko na ich szczyt i wpadli do gabinetu Dumbledore'a, uprzednio nawet nie zapukawszy w drzwi!
- Czemu zawdzięczam tę wizytę, moi drodzy? - zapytał dyrektor, biorąc do ręki cytrynowego dropsa - Proszę się częstować, panno Granger.
- Hermionę przed chwilą zaatakował jeden z popleczników Czarnego Pana! Mówiłeś, że w Hogwarcie jest całkowicie bezpieczna!
Dumbledore posłał jej karcące spojrzenie. Swoim wybuchem zdradziła kilka niepotrzebnych informacji, przez które teraz ciężej będzie wymyślić dla Hermiony przekonywującą wymówkę.
- Myślę, że najodpowiedniejszą osobą do wyjaśnienia pani całej sytuacji jest profesor Snape. - nie wierzył, że ten głupiec znowu zrzucił wszystko na niego - Radziłbym wam udać się do sali eliksirów, gdzie profesor wszystko pani wyjaśni.
Snape posłał Dumbledorowi pełne gniewu spojrzenie, po czym złapał Hermionę na nadgarstek i zaczął ciągnąć w stronę lochów, ani razu nie oglądając się w jej stronę. Kiedy już znaleźli się w jego małym raju, puścił ją, zwracając się do niej jego najchłodniejszym tonem.
- Rozumie pani, panno Granger, że nikt nie może się dowiedzieć o pani niespodziewanym ataku? Wszyscy zaczęliby panikować, co przyniosłoby jeszcze więcej problemów.
- Ja muszę wiedzieć co się dzieje, panie profesorze. - wyszeptała błagalnie a w kącikach jej oczu zebrały się łzy. Snape nienawidził niestabilnych, nastoletnich hormonów.
- Posłuchaj mnie, panno Granger. Jak zapewne już  wiesz, jestem szpiegiem wkupionym w łaski czarnego pana. Jedyne, o czym udało mi się dowiedzieć jest to, że Voldemort zamierza cię schwytać. Nie wiem jeszcze, jaki ma w tym cel, ale nie możemy pozwolić mu pani stąd zabrać. - cóż, nie kłamał, jedynie trochę mijał się z prawdą.
Zaszklone, bursztynowe oczy przyglądały mu się z ufnością, na co Snape nieznacznie się skrzywił. Ostatnim czego chciał to wylewy uczuć przeklętej szesnastolatki.
- Pani Pomfrey powiedziała, że brakuje jej eliksiru słodkiego snu. Masz okazję dzisiaj się wykazać. Potrzebuje trzech kociołków. - po czym usiadł za biurkiem i zabrał się za sprawdzanie prac. Hermiona, jeszcze trochę zdezorientowana, kiwnęła delikatnie głową i zabrała się za ważenie eliksirów. W tym samym czasie Snape zabrał się za sprawdzanie wakacyjnej pracy Ronalda Weasley'a.
- Przyrzekam, panno Granger, że jeśli jeszcze raz zobaczę pani pomoc w pracach pana Weasleya, gorzko tego pożałujecie.
- Skąd pan wie, że mu pomagałam?
- Pomagałaś? Ta praca jest cała twoja. Nie wiem czy szanowny pan Weasley wpadł chociażby na jedno zdanie.
Hermiona zrobiła się czerwona jak piwonia i wróciła do ważenia eliksiru, wrzucając do kociołka cztery gałązki lawendy. Kiedy skończyła swoją pracę, było po dwudziestej pierwszej, a on ciągle ślęczał nad garstką wypracowań.
- Mogę już iść? Mam do zrobienia kilka prac na jutro.
Podniósłszy na nią swoje chłodne spojrzenie, zerknął w stronę trzech, starannie przygotowanych eliksirów. Kiwnął głową i machnął jej ręką, nie odrywając wzroku od kartki, ale ona ciągle stała w tym samym miejscu.
- Co znowu, panno Granger? - warknął, spojrzawszy na nią z nieukrywaną niechęcią. Wiedział, że te całe korepetycje to najgorszy pomysł na jaki Albus Dumbledore kiedykolwiek wpadł. Już miał dosyć tej małolaty.
- Mogę iść sama?
- To, że odprowadzałem panią ostatnio do wieży, nie oznacza, że będę to robił za każdym razem. - zagłębił się w czytanie i dodał, nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć - Albus zadbał o to, żeby nikt niepożądany już nie dostał się do budynku. Może pani iść.

~*~

Kiedy znalazła się w pokoju wspólnym Gryfindoru, odetchnęła z wyraźną ulgą. Usiadła w fotelu najbliżej kominka, wyciągnęła książkę do eliksirów i zaczęła pisać referat na temat zastosowania eliksiru szkielet-wzro, który profesor Snape zadał im za karę zaraz po tym, jak kociołek Neville'a wyleciał w powietrze.
- Hermi? - usłyszała nad sobą głos Rona. Oderwała wzrok od pergaminu i uraczyła nim rudowłosego. Ron stał nad nią z pustą rolką pergaminu, a siedzący obok nich Harry z dezaprobatą pokręcił głową. 
- Mam napisać ten referat za ciebie?
- Nie napisać, nakierować. Wiesz, tak jak zawsze to robisz.
- Przykro mi, Ronaldzie, ale profesor Snape powiedział, że jeśli jeszcze raz zobaczy, że ci pomagałam, ukarze nas oboje. - Hermiona czuła ogromną wdzięczność do znienawidzonego nauczyciela eliksirów. Już od kilku miesięcy miała dosyć odwalania brudnej roboty za Rona.
- Kiedy widziałaś się ze Snape'em? - zagadał Harry, wstawiając pióro do kałamarza. 
- Dzisiaj rano po lekcji zawołał mnie na chwilę i zaproponował, a raczej oznajmił, że będzie mi udzielał korepetycji z eliksirów. Profesor Dumbledore najwyraźniej dowiedział się od Lupina o moich zainteresowaniach i zmusił Snape'a do udzielania mi dodatkowych lekcji.
- Chyba się nie zgodziłaś? - zaczął Ron, z niedowierzaniem wpatrując się w swoją przyjaciółkę.
- Oczywiście, że się zgodziłam, Ronaldzie. To świetna okazja do podciągnięcia swoich umiejętności. Profesor Snape jest mistrzem i tylko idiota by to kwestionował.
- Nie wierzę, że skazałaś się na dodatkowe godziny w jego towarzystwie. To najgłupszy pomysł na jaki wpadłaś.
- W odróżnieniu od ciebie, Ronaldzie, ja lubię lekcję eliksirów i z uwagą słucham nauk profesora Snape'a. I nie widzę już cienia szansy na zmianę swojego postanowienia. - ucięła, kiedy Ron chciał jeszcze zabrać głos. Burknął coś pod nosem, zabrał swoje książki i udał się do dormitorium chłopców. Harry posłał jej przepraszające spojrzenie, wziął swoje notatki i ruszył za rudowłosym.
Hermiona wyciągnęła z torby opasłą księgę, którą wypożyczyła wczoraj wieczorem z biblioteki. Zawiesiła wzrok na przepisie veritaserum i z uwagą studiowała kroki jego przygotowania. Były naprawdę trudne i wyczerpujące. Samo uwarzenie go zajmowało miesiąc a jeden głupi błąd przekreślał całą pracę. Gdyby profesor Snape wiedział, że, za pomocą peleryny niewidki pożyczonej od Harrego, zabrała tę książkę z działu ksiąg zakazanych, już zapewne odebrałby Gryffindorowi ze sto punktów i uraczył ją półrocznym szlabanem u pana Filcha.

~~

Fabuła powoli się rozwija :)

poniedziałek, 18 lipca 2016

Rozdział 2

Spóźniała się.
Severus Snape nie mógł uwierzyć, że Hermiona Granger, najpilniejsza uczennica w szkole, spóźniała się właśnie na jego lekcje już od dziesięciu minut! Niech no tylko się pojawi, zaraz odbierze gryffonom kolejne dziesięć punktów, co, pomimo tego, że lekcja niedawno się zaczęła, zrobił już trzy razy. Pierwsze za brak jakiejkolwiek wiedzy u pana Weasley'a, drugie za próbę pomocy od pana Pottera, a trzecie za głupotę Longbottoma, który prawie wysadził kociołek.
- Przepraszam za spóźnienie! - powiedziała zdyszana, mocno łapiąc powietrze. Już miał zamiar iść jej szukać, skazując swoją pracownie na zniszczenie w rękach tej bandy idiotów.
Hermiona, którą w nocy pochłonęło czytanie książki wypożyczonej z biblioteki, opuściła nie tylko dziesięć minut lekcji eliksirów, ale także śniadanie, na co jej żołądek głośno protestował. Jęknęła w myślach, uświadamiając sobie, że obiad był dopiero za kilka godzin.
- Gryffindor traci kolejne dziesięć punktów. - uczniowie z domu lwa jęknęli pod nosem, na co ślizgoni zaczęli się cicho śmiać - Ważymy eliksir słodkiego snu, panno Granger, strona dziesiąta.
- Panie profesorze - zaczęła niepewnie - Nie zdążę go przyrządzić. Wiem, że potrzeba na niego minimum godziny. Zostało mi dokładnie tyle czasu, a nie mam jeszcze przygotowanych żadnych składników.
- Nie obchodzi mnie to, Granger, nie wyjdziesz stąd dopóki tego nie uwarzysz. - zaimponowało mu, że znała czas przygotowania eliksiru bez zaglądania do książki, ale oczywiście, nie mógł jej tego pokazać.
Dziewczyna zaczęła ciąć odpowiednie składniki, a Snape ciągle ukradkiem się jej przyglądał. Widział pasję w jej oczach i zaangażowanie, którego nie miał nikt inny w tej sali, nawet jeśli ktoś zdołałby połączyć ich w jedną osobę. Przechadzał się po klasie, zatrzymując się na chwilę przy ławce Malfoy'a.
- Świetnie, panie Malfoy, Slytherin zyskuje pięć punktów.
Do tego, że Snape jawnie faworyzował swój dom, wszyscy powinni się już przyzwyczaić. Ron, Hermiona i Harry ciągle pamiętali ich kłótnie na czwartym roku, gdy po pojedynku Pottera i Malfoya Hermionie wyrosły niewyobrażalnie długie zęby. Snape nie chciał słuchać tłumaczeń nikogo innego oprócz Draco, jego największego pupilka wśród wszystkich podopiecznych domu Salazara, który, oczywiście, zrzucił całą winę na Harrego.
Mimowolnie połowa gryffonów spojrzała na Snape'a z nienawiścią lecz nie przestawali mieszać w swoich kociołkach.
Snape kontynuował swoją wędrówkę po klasie, zatrzymując się tym razem przy stoliku Rona.
- Panie Weasley, zechce mnie pan uświadomić, jaki kolor powinien mieć ten eliksir?
Ręka Hermiony wystrzeliła w górę jak torpeda, ale nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi. Działo się tak za każdym razem od sześciu lat. Zdążył się już przyzwyczaić. Jego chłodne spojrzenie ciągłe utkwione było w Weasley'u, który był teraz czerwony jak burak.
- Eee, no, zielony? - bąknął, zerkając co chwilę na Harrego, mając nadzieję, że po raz kolejny mu podpowie lecz w tej sytuacji byłoby to samobójstwem. Snape stał tuż przy ich ławce, a nie tak jak na początku lekcji, kiedy odpytywał Rona, przy swoim biurku.
- Gryffindor traci kolejne dziesięć punktów. Fioletowy, panie Weasley. Pana eliksir nie jest nawet zbliżony do oczekiwanego.
Wtedy podłoga zaczęła się trząść przez co Snape przestał się znęcać na niewiedzą Weasley'a. Gdy tylko spojrzał w stronę ławki Longbottoma, wiedział już, co ich wszystkich czeka, a raczej Hermionę, która miała dzisiaj szlaban z panem Filchem.
- Padnij! Już! - krzyknął chwilę przed tym jak kociołek z miksturą Longbottoma wybuchnął, zalewając pracownie fioletową mazią. Cóż, przynajmniej kolor był prawidłowy.
- Dwie krople śluzu gumochłona, nie dwieście, panie Longbottom - warknął Snape przez zaciśnięte zęby - Gryffindor traci kolejne dwadzieścia punktów! Doprawdy nie mam pojęcia, panie Longbottom, co pan robi w tej szkole. Potrafi pan zepsuć nawet najprostsze zadanie. Przynajmniej panna Granger będzie mogła wyjść ze wszystkimi, teraz już żaden eliksir w tej sali nie nadaje się do użytku.
Neville spuścił głowę, nie mogąc wytrzymać spojrzenia Snape'a. Dogryzał mu nieustannie od sześciu lat i nic nie zapowiadało, aby miało się to zmienić. Raz, gdy przygotowywali antidota, nauczyciel dał trochę eliksiru jego ukochanej ropusze. Gdybym Neville pomylił jakikolwiek składnik, zwierze musiałoby pożegnać się z życiem. Wtedy Gryfindor też stracił punkt, Neville za niewiedzę a Hermiona za podpowiadanie.
Kiedy usłyszeli dzwonek, wszyscy, z wyjątkiem Neville'a, zabrali swoje kociołki i opuścili klasę. Hermiona próbowała usunąć z włosów maź, która szczepiła jej włosy, dopóki Snape, machnięciem różdżki, nie zrobił tego za nią.
- Dziękuję. - szepnęła, próbując ogarnąć niesforne kosmyki. Tak naprawdę widok zakłopotanej gryffonki wcale mu nie przeszkadzał, ale ciężko byłoby mu prowadzić z nią jakąkolwiek rozmowę w takich warunkach.
- Profesor Dumbledore opowiadał mi o pani planach na przyszłość - spłonęła rumieńcem. Najwidoczniej nie wierzyła, że Lupin faktycznie będzie opowiadał Snape'owi o jej zamiłowaniu do kociołków - Razem ustaliliśmy, że będzie pani uczęszczać do mnie na praktyki, co lepiej przygotuje panią do egzaminu końcowego. Jestem odpowiedzialny za dostarczanie eliksirów do skrzydła szpitalnego, więc będzie miała pani idealne warunku do pracy.
- Ja, nie wiem co powiedzieć panie profesorze..
- Ja bym wymyślił jakąś przekonywującą wymówkę dla profesor McGonagall usprawiedliwiającą panią ze spóźnienia na lekcje transmutacji.
Hermiona zerknęła na zegarek, złapała w biegu swój kociołek i wybiegła z klasy. Przewrócił oczami, kiedy uświadomił sobie, że jeszcze tutaj wróci. Nie powiedział jej, o której godzinie ma przyjść. Całe szczęście, że dzisiaj miał tylko dwie godziny zajęć, przynajmniej to chociaż trochę poprawiło jego humor.

~*~

Gdy w końcu nastał czas obiadu, Hermiona była najszczęśliwszym czarodziejem w całym zamku. Pośpiesznie nakładała sobie na talerz sałatkę z kurczakiem, jakby kompletnie zapominając o niewolniczej pracy skrzatów, o której za każdym razem wspominała. Dzisiejszego dnia wnętrzności Hermiony aż skręcały się po niezjedzonym śniadania, chociaż chłopacy dobrze wiedzieli, że rozmowa o W.E.S.Z. na pewno nie ominie ich przy kolacji. 
Zamieszanie w wielkiej sali było takie samo jak każdego innego dnia. Harry, ku ogromnemu zdziwieniu Rona, czytał quidditch przez wieki, kompletnie niezainteresowany wyżerką, jaka czekała na niego przy stole. Hermiona wiedziała, że Harry, odkąd został kapitanem drużyny, bardzo się stresował. Już niedługo miały odbyć się eliminacje, w których rudowłosy zamierzał wygrać miejsce obrońcy. Ginny, na samą wzmiankę o pomyślę brata, śmiała się w niebo głosy. Wiedziała, że Ron był fajtłapą i ledwo trzymał się na miotle, chociaż za każdym razem pani Weasley posyłała jej wtedy karcące spojrzenie.
Hermiona, żując powoli kurczaka, wróciła myślami do wyjątkowo nudnej lekcji transmutacji, na której zamieniali poduszeczki w myszy. Skończyło się na tym, że poduszka Nevilla z nogami biegała po całej klasie. Kiedy Hermiona przypomniała sobie lekcje eliksirów i kolejne upokorzenia Longbottoma, uświadomiła sobie, że nie ustaliła ze Snape'em miejsca i czasu ich spotkań. Spojrzała w stronę stołu nauczycielskiego, gdzie zobaczyła nauczyciela, z jego charakterystycznym grymasem na twarzy i śmiejącą się pod nosem profesor McGonagall. Będzie musiała iść do jego kwater po szlabanie z Filchem, a była niemalże pewna, że to ona sprzątnie ubrudzoną we fioletowej, lepiącej się mazi salę od eliksirów.
Kiedy usłyszeli dzwonek, Harry złapał w pośpiechu kawałek mięsa i wszyscy poszli na popołudniowe zajęcia. Została im tylko obrona przed czarną magią z ich ulubionym profesorem, Remusem Lupinem.
Hermiona usiadła razem z Harrym w pierwszej ławce, tuż przed biurkiem nauczyciela, na co wdzięcznie się do nich uśmiechnął. Wiedzieli, że Lupin czuje się źle z jego naturą. To dlatego zrezygnował z posady nauczyciela tego przedmiotu trzy lata temu.
Jedno, co musieli przyznać Lupinowi, to to, ze zawsze prowadził ciekawe lekcje. Nie chodziło o temat, bo czasami zdarzały się naprawdę dołujące, ale on robił to w taki sposób, że nawet Ron ochoczo słuchaj na lekcji na temat wampirów z południowej Azji. 
Kiedy wszyscy zbierali się do wyjścia, a Hermiona na szlaban, Lupin zatrzymał się przy jej ławce.
- Jak pierwszy dzień szkoły? - uśmiechnął się grzecznie, ale Hermiona wiedziała, że coś było nie tak. Nigdy wcześniej nie zwracał się do niej na osobności. 
- Idę właśnie na szlaban, który dostałam od profesora Snape'a - skrzywiła się - I dziękuję za praktyki.
- Ja tylko wspomniałem dyrektorowi o twoich zainteresowaniach, resztę on zaaranżował.
Hermiona mruknęła pod głosem ciche przeprosiny i zaczęła opuszczać sale. Zaraz spóźni się na szlaban z Filchem!
- Hermiono - głos profesora zatrzymał ją przy samych drzwiach - Gdyby cokolwiek wzbudziło twoją niepewność, przyjdź z tym do mnie, profesor McGonagall albo Snape'a, rozumiesz?
Kiwnęła twierdząco głową, chociaż nie rozumiała zupełnie nic. Zobaczyła jeszcze tylko zmęczony uśmiech Lupina nim skierowała się w stronę składzika woźnego. Na samą myśl o czyszczeniu mokrą ścierką tych wszystkich plam robiło jej się niedobrze.
Kiedy wypadła zza zakrętu wychodząc na dziedziniec, ze zdziwieniem stwierdziła, że nikogo nie ma. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że jest strasznie zimno i zapewne wszyscy siedzą pochowani w swoich domach. Gdy przechodziła obok kolumn, zawładnął nią dziwny niepokój. Zimny podmuch wiatru przyprawił ją o dreszcze. Odwróciła się za siebie i w ostatniej chwili zdążyła krzyknąć protego, kiedy smuga czerwonego światła mknęła w jej stronę. 
Spanikowała i na początku nie miała zielonego pojęcia,co robić. Rzucała jakimiś zaklęciami obronnymi, które na przybyszu nie robiło żadnego wrażenia. Kim on, do cholery, był?
- drętowowa! - usłyszała, nim upadła na twardą ziemię. Obraz przed jej oczami zawirował i po chwili ogarnęła ją przerażająca ciemność.  


niedziela, 17 lipca 2016

Rozdział 1

Tegoroczna droga na King Cross była bardzo męcząca. Pomimo lata, padał nieustający deszcz, przez co szata Hermiony przemokła już do suchej nitki.
Dziewczynę bardzo zdziwił fakt, że zostali odprowadzeni przez niemal wszystkich członków Zakonu. Rozumiała powagę sytuacji, ale dwie dodatkowe różdżki w zupełności by wystarczyły. Przed odjazdem pożegnała się jeszcze z panią Weasley, która pocałowała ją w oba policzki, jednocześnie wciskając w drobne dłonie reklamówkę kanapek na drogę. Dziewczyna to uwielbiała i nigdy nie rozumiała, dlaczego jej przyjaciel, Ron, za każdym razem karcił wtedy swoją matkę i burczał pod nosem jakieś niewyraźne uwagi. Przecież to musiało być cudowne uczucie, kiedy twoi rodzice mogli swobodnie odprowadzić cię na dworzec centralny. Jej rodzice, z uwagi na to, że byli mugolami, nie mogli dostać się na peron dziewięć i trzy czwarte, nad czym Hermiona bardzo często ubolewała. Chociaż Harry był w jeszcze gorszej sytuacji niż ona.
Punktualnie o jedenastej pociąg odjechał, a trójka przyjaciół zaczęła przeglądać wagony w poszukiwaniu wolnego przedziału. Kiedy już udało im się znaleźć jeden na samym przodzie, rozsiedli się wygodnie - Ron wyłożył swoje nogi na siedzeniu i przymknął oczy, Harry bawił się zestawem do pielęgnowania mioteł a Hermiona otworzyła książkę z eliksirami dla piątego roku i zaczęła czytać.
- Po co ci ta książka? Przecież jest już stara. - Ron patrzył na Hermionę jak na opętaną. On nie miał w zwyczaju zaglądania do żadnej książki, czy to w wakacje czy w roku szkolnym.
- Profesor Snape na pewno będzie nas pytał z eliksirów. Robi tak przecież co roku.
- Co mnie obchodzi ten wredny nietoperz. - burknął Ron, a Hermiona już sobie wyobraziła, jak rudowłosy będzie się rozwodził nad niesprawiedliwym podejściem Snape'a, kiedy ten odbierze mu dwadzieścia punktów za brak umiejętności.
Drzwi od przedziału otworzyły się i stanął w nich profesor Lupin, uśmiechając się ciepło do pozostałych. Jego twarz miała kilka blizn, co zapewne było spowodowane jego nieustającymi przemianami w wilkołaka. Pamiętała jak na trzecim roku opowiadał im o swoich transformacjach we Wrzeszczącej Chacie, która, tak właściwie, została przygotowana specjalnie dla niego. Od tamtej pory Hermionie zawsze robiło się go szkoda.
- Widzę, że tutaj jeszcze wolne. Mogę się dosiąść?
- Co pan tutaj robi? - zapytał Harry, odkładając na bok przybory do czyszczenia błyskawicy. Hermiona szturchnęła Rona w nogi, żeby zabrał je z siedzenia, aby nauczyciel mógł na nim usiąść.
- Dumbledor nie zdołał przekonać Slughorna to objęcia w tym roku nauki w Hogwarcie. Poprosił mnie więc o powrót, przynajmniej do końca roku.
- To ten Slughorn miał nas uczyć w tym roku obrony? - zapytał jakby od niechcenia Ron.
- Nie, on miał uczyć eliksirów, a profesor Snape obrony przez czarną magią, ale w tej sytuacji wszystko pozostanie tak jak dawniej.
Cała trójka już wyobraziła sobie gniew ich profesora. Od tylu lat polował na miejsce nauczyciela obrony przed czarną magią, ale za każdym razem kończyło się do fiaskiem.
Podróż w towarzystwie profesora Lupina była bardzo przyjemna. Zażartował kilkakrotnie z żarliwości Hermiony do nauki, a także z Harrego, który po raz setny polerował rączkę swojej ukochanej błyskawicy.
- Już wiesz, co chciałabyś robić w przyszłości, Hermiono? - zapytał, kiedy w przedziale zapadła krępująca cisza. Oczy wszystkich skierowały się w stronę brązowowłosej, która ciągle miała przed nosem podręcznik od eliksirów.
- Um - zaczęła, wyrwana z czytania - Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. Myślałam kiedyś nas zawodem magomedyka, ale później doszłam do wniosku, że to nie moja bajka. Wolałabym raczej zajmować się przygotowywaniem lekarstw, taka mugolska farmacja. - oprócz Harrego, który wychowywał się w nieczarodziejskiej rodzinie, nie zrozumieli co oznacza to słowo. Gdyby był tu pan Weasley, zapewne bardzo by się tym zainteresował - Chciałabym zagłębiać swoją wiedzę z eliksirów, ale przy profesorze Snape'ie jest to dość... kłopotliwe.
- Może kiedy powiem mu o twoich planach, zgodzi ci się pomóc? Wtedy zajęłabyś jego miejsce, a on w końcu otrzymałby swoją upragnioną posadę.
Hermiona parsknęła śmiechem i spojrzała w bok na Rona, ale temu wcale nie było do śmiechu. Nienawidził Snape'a i wszystkiego co z nim wiązane, w tym także eliksirów, w odróżnieniu od Hermiony, która mogłaby spędzać na kociołkami kilka godzin dziennie. Kiedy zbliżali się do końca podróży, nałożyli na siebie czarodziejskie szaty i w końcu opuścili pociąg. Dziwili się, dlaczego profesor Fitwich wraz z Lupinem eskortowali ich do Hogwartu. W zeszłym roku, z uwagi o bezpieczeństwo Harrego, wzniesiono dodatkowe tarcze na zamku i dodano kilka środków ostrożności, ale nie musieli podróżować z nauczycielami. Czy sytuacja była już tak zaawansowana, a nikt z dorosłych ciągle nie zamierzał ich o niczym poinformować?

~*~ 

Po uroczystym rozpoczęciu roku wszyscy siedzieli w pokoju nauczycielskim. Lupin rozmawiał o czymś z Dumbledorem, a Snape ciągle wyśmiewał się z McGonagall, która, przez roztargnienie gajowego Hagrida, została oblana całym pucharem soku z dyni, co spowodowało burzę śmiechów w wielkiej sali. Snape aż musiał wstrzymać oddech, aby wtedy nie wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem.
- Lepiej sprawdziłbyś swój plan zajęć, zamiast ciągle się śmiać. 
Severus wziął do ręki kartkę papieru, krzywiąc się od razu, kiedy zobaczył, że jutro czekają go dwie pierwsze godziny w towarzystwie gryfonów z szóstego roku, gdzie znajdowali się jego ulubieńcy, Ron Weasly i Neville Longbottom. Dobre było jedynie to, że towarzyszyli im jego ślizgoni.
- Oj, czyżby humorek ci się popsuł?
- Masz z nimi lekcje zaraz po mnie, uważaj, żeby Longbottom nie transmutował cię w wykałaczkę z oczami.
Minerwa posłała mu złowrogie spojrzenie i zaczęła przeglądać jakieś papiery, które Severusa niekoniecznie interesowały. Przejrzał szybko resztę planu i wstał, chcąc skierować się do swoich kwater, kiedy głos dyrektora go przed tym zatrzymał.
- Severusie, możesz do nas na chwilkę podejść?
Z nieukrywaną niechęcia Snape stanął obok Dumbledora i Lupina, posyłając im swoje standardowe, chłodne spojrzenie.
- Rozmawiałeś właśnie z Remusem. Opowiadał mi o planach panny Granger. Wiedziałeś, że interesuje się eliksirami? - co mnie to, do jasnej cholery, obchodzi - Pomyślałem sobie, że mógłbyś udzielać jej korepetycji po lekcjach, wtedy na pewno jej egzamin poszedłby o wiele lepiej.
Snape odniósł wrażenie, że przed chwilą ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody. 
- Chyba oszalałeś. - warknął w stronę dyrektora, na co Lupin jedynie wytrzeszczył oczy.
- Severusie, dobrze wiemy, że panna Granger jest w niebezpieczeństwie. Nie dość, że dziewczyna nabierze więcej doświadczenia, to jeszcze będziesz mógł mieć na nią ciągle oko. Gdyby cokolwiek się działo, zdążyłbyś odpowiednio zareagować.
- Nie będę niańczył żadnej małolaty. - warczał, zwracając uwagę wszystkich nauczycieli zebranych w pomieszczeniu. Zakłopotany Lupin nie wiedział co zrobić ze swoimi oczami. Przelatywał spojrzeniem we wszystkie strony, byle nie w oczy Snape'a, które teraz były stokroć gorsze niż bazyliszka, z którym Harry zmagał się na drugim roku.
- To nie była prośba, Severusie.
- No tak, jakżeby inaczej. - rzucił ironicznie, odwracając się od nich i ruszając w stronę drzwi. Miał dosyć rozkazów tego pomylonego starca. Trzasnął drzwiami pokoju, zanim ktokolwiek zdążył zabrać głos i skierował się w stronę lochów. Jeszcze ta nieszczęsna lekcja z gryfonami z samego rana! Merlinie, on się wykończy.
Kiedy mijał korytarz na parterze, doszły go odgłosy kroków. Zaczaił się w kącie, czekając na osobę, która o tak później porze włóczyła się po zamku. Mógł to być jakiś śmierciożerca próbujący zakraść się do wieży Gryfindoru. 
Kiedy ciemna postać wynurzyła się zza ściany, złapał jej szaty i przycisnął do ściany. Ktoś, wystraszony atakiem Snape'a, wypuścił z rąk bardzo opasłą książkę z grubą okładką, która, dodatkowo, spadła Severusowi na stopy. Był tak wściekły jak chyba jeszcze nigdy wcześniej, kiedy uświadomił sobie, że to uczeń, a jeszcze bardziej, kiedy odkrył, że to Hermiona Granger.
- Co tutaj robisz o tej porze, panno Granger? - powiedział najbardziej chłodnym tonem na jaki było go stać, wywołując u niej dreszcze. Poczuł je, jednocześnie uświadamiając sobie, że ciągle przyciskał ją do ściany. Odszedł o krok, patrząc na ciągle zszokowaną szesnastolatkę, która próbowała przywołać swój oddech do porządku.
- Zasiedziałam się w bibliotece, chciałam wejść tylko na moment, nie myślałam, że już jest tak późno.
- Najwidoczniej myślenie nie jest pani najmocniejszą stroną. - zobaczył jej pochmurne spojrzenie. - Gryfindor traci pięćdziesiąt punktów.
- Co?! Dlaczego aż tyle?!
- Proszę się nie wydzierać, panno Granger, jest długo po ciszy nocnej. Dwadzieścia, za włóczenie się nocą po zamku, trzydzieści za uszczerbek na zdrowiu nauczyciela - zobaczył jak mruczy coś pod nosem - i szlaban jutro o osiemnastej u pana Filcha.
Hermiona otworzyła usta, posyłając mu błagalne spojrzenie, ale po chwili doprowadziła się do porządku, zdając sobie sprawę z tego, że i tak niczego nie wskóra.
- A teraz proszę za mną. - skierował się w stronę wieży Gryfindoru, odprowadzając je pod sam porter Grubej Damy.
- Profesorze - o zgrozo - Mogę o coś zapytać?
- Właśnie to zrobiłaś. - odparł zgryźliwie, ale nie zwróciła na to uwagi. 
- Dlaczego wszyscy tak mnie pilnują? Najpierw profesor Lupin w pociągu, później ta dziwna podróż do zamku, ciągłe spojrzenia Dumbledora na sali, teraz pan. Co się dzieje?
Nie była głupia i doskonale o tym wiedział, ale nie mógł jej niczego powiedzieć i z tego też zdawał sobie sprawę. Cóż, ze zbiciem jej z tropu nie miał większego problemu.
- To się nazywa egocentryzm, panno Granger. Świat nie kręci się wokół pani. Nie dostałem od dyrektora żadnych wymogów na szczególne traktowanie pani osoby, chciałem się tylko upewnić, że nie będzie się pani dalej włóczyć po zamku, tylko wróci do swojego dormitorium. Do zobaczenia jutro o ósmej rano. Radziłbym się nie spóźnić.
Odwrócił się i zaczął schodzić po schodach a jego czarne szaty powiewały tuż za nim. Miał nadzieję, że dostatecznie odwrócił jej uwagę od wysnutych przez nią podejrzeń. Przynajmniej na jakiś czas.

Prolog

Severus Snape deportował się na Grimmauld Place już drugi raz tego wieczoru. Nie dość, że było to wysoce niebezpieczne, to jeszcze ciągle miał wrażenie, że jest przez kogoś nieustannie obserwowany. Skarciwszy się za swoją głupotę, przeszedł przez ulicę, wyszeptał dobrze znaną formułkę i przed jego oczami pojawiły się czarne, odrapane już z farby, drzwi.
Snape złapał za klamkę, chwilę delektując się widokiem srebrnego węża po czym wszedł do środka. Było tam dokładnie to, co zawsze. W zakurzonej kuchni na końcu pomieszczenia, dojrzał Moly Weasley, wycierającą drewniany stół, dwóch niesfornych bliźniaków, denerwujących tymczasową panią domu i ich ojca, Artura, czytającego jakąś mugolską gazetę. Snape nigdy nie potrafił zrozumieć jego zafascynowania wszystkim, co nieczarodziejskie. Mugole byli tak fascynujący, co flaki z olejem.
Przeszedł przez ciemny korytarz, zerkając przez chwilę na śpiącą na obrazie matkę Blacka i wszedł do oświetlonego pomieszczenia. Na jego widok, czym nie był wielce zdziwiony, dwóch bliźniaków skrzywiło się pod nosem i zaczęło wymieniać się porozumiewawczymi spojrzeniami. Moly, znająca swoich synów lepiej niż ktokolwiek inny, burknęła na nich jakąś uwagę i wyprosiła z kuchni, po chwili zwracając się do nowego przybysza.
- Może herbaty, Severusie? - zapytała już uprzejmie, biorąc do ręki porcelanową filiżankę. Wydawała się być zmęczona bardziej niż zwykle, zapewne pochłonięta odświeżaniem całej kwatery, tak jakby wychowywanie jej dzieci samo w sobie nie należało do prac wyjątkowo ciężkich.
- Poproszę. - zasiadł za stołem, czując na sobie spojrzenia rudych bliźniaków. Żałował, że oboje skończyli już szkołę. Wtedy, kiedy już wszyscy znaleźliby się w szkole, mógłby się upewnić, że doskonale znają składniki każdego eliksiru, jakie mieli okazję ważyć na jego lekcjach podczas wszystkich lat nauki w Hogwarcie.
- Reszta zaraz powinna dotrzeć. Wiesz, odkąd Syriusz zginął, wolą zjawiać się na końcu.
Tak, dobrze pamiętał jak Potter, w dziecinny sposób dał się podejść Voldemortowi, który zwabił go do ministerstwa, chcąc uzyskać dostęp do przepowiedni. Gdyby nie poinformował członków Zakonu o tym, co się stało, cały plan runąłby niczym domek z kart. To właśnie wtedy, w Departamencie Tajemnic, Syriusz Black został zabity z różdżki własnej kuzynki. Snape przypomniał sobie o wszystkich bliznach zadanych przez Bellatrix i skrzywił się pod nosem.
Usłyszał odgłos otwieranych drzwi i po chwili w kuchni pojawili się Remus Lupin, Nimfadora Tonks, Kingsley Shacklebolt, Harry Potter, Hermiona Granger i, o zgrozo, uważany przez Snape'a za najmniej inteligentnego z całej rodziny Weasley'ów, Ronald Weasley.
- Siadajcie, siadajcie. Dzieciaki, na górę! - huknęła Moly w stronę nastolatków, po chwili siłą wypychając ich z pomieszczenia - Zawołam was, kiedy już wszystko się skończy.
- Mamo, mamy już po szesnaście lat. Chyba najwyższa pora, żebyśmy wreszcie dołączyli do Zakonu!
- Nie bądź śmieszny, Ron! Jesteście na to zdecydowanie za młodzi!
Po chwili drzwi zamknęły się z trzaskiem, Moly rzuciła na nie kilka zaklęć ochronnych i wszyscy zebrali się przy stole.
- Nie będzie Albusa? - zapytał Remus z głupkowatym wyrazem twarzy.
- Albus szuka nauczyciela. Trochę późno się za to zabrał, biorąc pod uwagę fakt, że rozpoczęcie roku już za dwa tygodnie.
Uciął szybko Snape, od razu przechodząc do sedna sprawy. Nie miał dzisiaj ochoty na długie opowiadania. Był wykończony całonocnymi misjami ze Śmierciożercami. Chciał w końcu dać własnemu organizmowi trochę zasłużonego relaksu, biorąc pod uwagę fakt, że już niedługo zaczynał się nowy semestr.
- Czarny Pan zbiera nowych sojuszników. Centaury i olbrzymy już są po jego stronie i nic nie wskazuje na to, że uda nam się wpłynąć na ich decyzję. Mamy niewielu ludzi. Obawiam się, że w ostatecznym starciu możemy ponieść druzgocącą klęskę.
Oczy wszystkich skierowały się w stronę stołu, gdzie wlepili swoje spojrzenia. Już któryś raz z rzędu Severus nie przynosił dla nich dobrych wiadomości.
- To nie wszystko. - jedynie oczy Lupina skierowały się w jego stronę - Panna Granger jest w poważnym niebezpieczeństwie.
- O czym ty mówisz, Severusie?
- Pomijam kompletnie fakt, że jest najlepszą przyjaciółką Pottera. To teraz nie ma dla czarnego pana najmniejszego znaczenia. Otóż okazuje się, że panna Granger wcale nie jest mugolaczką. - zdziwienie wszystkich było takie samo jak jego, kiedy sam się o tym dowiedział - Została adoptowana. Ma niechlubną przyjemność być córką Rudolfa Lestranga, jednego z najlojalniejszych sług Czarnego Pana. Jej istnienie było przez niego utrzymywane w ścisłej tajemnicy, chciał zapewne uniknąć gniewu swojej żony, Belatrix, która nie jest do końca zrównoważoną osobę i wiadomość o zdradzie męża mogłaby doprowadzić do jej wybuchu.
 - Skąd oni się o tym dowiedzieli? Skoro ukrywał to przez tyle lat, dlaczego teraz przestał? - Tonks była przerażona. Nic dziwnego, Hermiona była jedną z bliższych jej osób.
- Nie znam jeszcze dokładnych szczegółów, ale teraz, panna Granger, jako czarownica czystej krwi, wykształcona, znająca wiele zaklęć, byłaby idealną bronią dla Czarnego Pana. Podejrzewam jednak, że jej rekrutacja nie odbędzie się z jej własnej woli. Chcą ją schwytać i użyć na niej zaklęcia imperio. Rozmawiałem już na jej temat z Dumbledorem, obiecał, że w szkole zapewni jej należytą ochronę, ale do końca wakacji nie możecie pozwolić, aby udało im się ją uprowadzić.
Ktoś odniósłby wrażenie, że on, Severus Snape, postrach Hogwartu, przejmuje się losem młodej Gryfonki lecz on troszczył się tylko o siebie. Wiedział, że użyją na dziewczynie oklumencji i dostaną do każdej informacji z jej życia, wliczając w to oczywiście szpiegowanie Severusa. Wtedy już nic nie zdołałoby przekonać Czarnego Pana, że stoi po jego stronie i zginąłby natychmiast od złowrogiej klątwy.
- Oczywiście, nie wolno wam niczego jej powiedzieć. Zacznie panikować, jak każda małolata.
- Hermiona jest wysoce dojrzała jak na swój wiek, Severusie. - wtrącił Lupin, co spotkało się tylko ze złowrogim spojrzeniem Snape'a.
- Uwierz mi, co roku mam do czynienia z gryfonami i znam ich odwagę i szaleńcze poświęcenie. Sama wpakowałaby się do kwater Śmierciożerców, byle tylko zdobyć jakąkolwiek informacje.
Coś zatrzeszczało i po chwili przez drzwi wpadła zdyszana Minerwa McGonagall, opiekunka Gryfindoru.
- Głupi stojak na parasole - warknęła pod nosem - Przepraszam, za moje spóźnienie! Naprawdę, chciałam być wcześniej, ale musiałam wybrać się z Albusem do Horacego Slughorna.
- Właściwie to właśnie skończyliśmy. - powiedziawszy to, Snape odszedł od stołu. Kiedy mijał w progu Minerwę, szepnął jej tylko na ucho - Ja bym sobie odebrał dziesięć punktów za spóźnienie, Minerwo. Wiem, jaką masz obsesję na punkcie punktualności, często mi o tym przypominasz, gdy spóźnię się chociażby dziesięć sekund.
Czarownica spojrzała na niego spod łba, ale wcale się tym nie przejął. Kiedy usłyszał huk, instynktownie wyciągnął różdżkę i spojrzał w górę, w stronę rosnącego hałasu. Po chwili przed jego nogami sturlali się Ron i Hermiona.
- Odebrałbym wam po pięćdziesiąt punktów za podsłuchiwanie. - Weasley siedział z głupkowatym wyrazem twarzy a Granger zaczerwieniła jak piwonia. To było zabawne oglądać ich takich zakłopotanych. - Nie myślałam, że upadłaś już tak nisko, panno Granger, ale najwyraźniej mugolskie powiedzenie "z kim przystajesz, takim się stajesz" jest jak najbardziej trafne.
Hermiona wysłała mu przepraszające spojrzenie spod ptasiego gniazda, które na co dzień nazywała swoimi włosami. Rzucił ostatni raz chłodne spojrzenie w jej brązowe tęczówki i opuścił kwaterę, teleportując się prosto do Hogwartu. Nie miał ochoty już nigdzie wychodzić, ale kiedy zobaczył świstek papieru od Albusa na blacie, przeklął pod nosem. Ciekawe co tym razem ten głupi starzec wymyślił.