czwartek, 21 lipca 2016

Rozdział 3

Severus Snape i Minerwa McGonagall klęczeli nad nieprzytomną Hermioną. Nie mogli zanieść jej do skrzydła szpitalnego nie wzbudzając przy tym podejrzeń, a tylko niektórzy nauczyciele byli wtajemniczeni w całą sprawę.
Snape sprawdził puls gryffonki, później czoło i ogólne obrażenia, których, na szczęście, nie miała. Rzucił jeszcze zaklęcie sprawdzające, aby upewnić się, że nie oberwała żadną nieznaną im klątwą.
- To normalne omdlenie po otrzymaniu drętwoty. - McGonagall delikatnie klepała Hermionę po policzku - Tak to ona się nigdy nie obudzi.
Zamachnął się i uderzył ją. Dostatecznie mocno, żeby się ocknęła i jednocześnie słabo, by nie zapamiętała tego na długo. Hermiona otworzyła brązowe oczy, od razu łapiąc się za policzek.
- To było niehumanitarne, Severusie. - grzmiała Minerwa.
- Ale skuteczne. - Hermiona podniosła się do pozycji siedzącej z dezorientacją spoglądając na twarze nauczycieli. Przez krótki czas nie wiedziała, co właściwie się stało.
- Kim był ten mężczyzna? - wyszeptała w końcu, po chwili zakrywając sobie usta dłonią.
- Pamiętasz jak mówiłem ci, że nie wolno ci się włóczyć po zamku w nocy? Zmieniam zdanie, w dzień też ci nie wolno.
- Pani profesor - Snape był urażony tak jawnym zignorowaniem - Co się dzieje? Dlaczego ktoś mnie zaatakował?!
Minerwa wyglądała jakby właśnie wypiła szklankę szkielet-wzro. Minę miała tęgą a usta zaciśnięte w wąską linię.
- Idziemy do dyrektora. - wyszeptała po chwili, zrywając się na równe nogi. Szła pierwsza, za nią lekko poturbowana Hermiona i na samym końcu Snape. Gdy znaleźli się przed pomnikiem gargulca, opiekunka mruknęła tylko "musy świstusy" i po chwili otworzyły się przed nimi kamienne schody. Wspięli się prędko na ich szczyt i wpadli do gabinetu Dumbledore'a, uprzednio nawet nie zapukawszy w drzwi!
- Czemu zawdzięczam tę wizytę, moi drodzy? - zapytał dyrektor, biorąc do ręki cytrynowego dropsa - Proszę się częstować, panno Granger.
- Hermionę przed chwilą zaatakował jeden z popleczników Czarnego Pana! Mówiłeś, że w Hogwarcie jest całkowicie bezpieczna!
Dumbledore posłał jej karcące spojrzenie. Swoim wybuchem zdradziła kilka niepotrzebnych informacji, przez które teraz ciężej będzie wymyślić dla Hermiony przekonywującą wymówkę.
- Myślę, że najodpowiedniejszą osobą do wyjaśnienia pani całej sytuacji jest profesor Snape. - nie wierzył, że ten głupiec znowu zrzucił wszystko na niego - Radziłbym wam udać się do sali eliksirów, gdzie profesor wszystko pani wyjaśni.
Snape posłał Dumbledorowi pełne gniewu spojrzenie, po czym złapał Hermionę na nadgarstek i zaczął ciągnąć w stronę lochów, ani razu nie oglądając się w jej stronę. Kiedy już znaleźli się w jego małym raju, puścił ją, zwracając się do niej jego najchłodniejszym tonem.
- Rozumie pani, panno Granger, że nikt nie może się dowiedzieć o pani niespodziewanym ataku? Wszyscy zaczęliby panikować, co przyniosłoby jeszcze więcej problemów.
- Ja muszę wiedzieć co się dzieje, panie profesorze. - wyszeptała błagalnie a w kącikach jej oczu zebrały się łzy. Snape nienawidził niestabilnych, nastoletnich hormonów.
- Posłuchaj mnie, panno Granger. Jak zapewne już  wiesz, jestem szpiegiem wkupionym w łaski czarnego pana. Jedyne, o czym udało mi się dowiedzieć jest to, że Voldemort zamierza cię schwytać. Nie wiem jeszcze, jaki ma w tym cel, ale nie możemy pozwolić mu pani stąd zabrać. - cóż, nie kłamał, jedynie trochę mijał się z prawdą.
Zaszklone, bursztynowe oczy przyglądały mu się z ufnością, na co Snape nieznacznie się skrzywił. Ostatnim czego chciał to wylewy uczuć przeklętej szesnastolatki.
- Pani Pomfrey powiedziała, że brakuje jej eliksiru słodkiego snu. Masz okazję dzisiaj się wykazać. Potrzebuje trzech kociołków. - po czym usiadł za biurkiem i zabrał się za sprawdzanie prac. Hermiona, jeszcze trochę zdezorientowana, kiwnęła delikatnie głową i zabrała się za ważenie eliksirów. W tym samym czasie Snape zabrał się za sprawdzanie wakacyjnej pracy Ronalda Weasley'a.
- Przyrzekam, panno Granger, że jeśli jeszcze raz zobaczę pani pomoc w pracach pana Weasleya, gorzko tego pożałujecie.
- Skąd pan wie, że mu pomagałam?
- Pomagałaś? Ta praca jest cała twoja. Nie wiem czy szanowny pan Weasley wpadł chociażby na jedno zdanie.
Hermiona zrobiła się czerwona jak piwonia i wróciła do ważenia eliksiru, wrzucając do kociołka cztery gałązki lawendy. Kiedy skończyła swoją pracę, było po dwudziestej pierwszej, a on ciągle ślęczał nad garstką wypracowań.
- Mogę już iść? Mam do zrobienia kilka prac na jutro.
Podniósłszy na nią swoje chłodne spojrzenie, zerknął w stronę trzech, starannie przygotowanych eliksirów. Kiwnął głową i machnął jej ręką, nie odrywając wzroku od kartki, ale ona ciągle stała w tym samym miejscu.
- Co znowu, panno Granger? - warknął, spojrzawszy na nią z nieukrywaną niechęcią. Wiedział, że te całe korepetycje to najgorszy pomysł na jaki Albus Dumbledore kiedykolwiek wpadł. Już miał dosyć tej małolaty.
- Mogę iść sama?
- To, że odprowadzałem panią ostatnio do wieży, nie oznacza, że będę to robił za każdym razem. - zagłębił się w czytanie i dodał, nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć - Albus zadbał o to, żeby nikt niepożądany już nie dostał się do budynku. Może pani iść.

~*~

Kiedy znalazła się w pokoju wspólnym Gryfindoru, odetchnęła z wyraźną ulgą. Usiadła w fotelu najbliżej kominka, wyciągnęła książkę do eliksirów i zaczęła pisać referat na temat zastosowania eliksiru szkielet-wzro, który profesor Snape zadał im za karę zaraz po tym, jak kociołek Neville'a wyleciał w powietrze.
- Hermi? - usłyszała nad sobą głos Rona. Oderwała wzrok od pergaminu i uraczyła nim rudowłosego. Ron stał nad nią z pustą rolką pergaminu, a siedzący obok nich Harry z dezaprobatą pokręcił głową. 
- Mam napisać ten referat za ciebie?
- Nie napisać, nakierować. Wiesz, tak jak zawsze to robisz.
- Przykro mi, Ronaldzie, ale profesor Snape powiedział, że jeśli jeszcze raz zobaczy, że ci pomagałam, ukarze nas oboje. - Hermiona czuła ogromną wdzięczność do znienawidzonego nauczyciela eliksirów. Już od kilku miesięcy miała dosyć odwalania brudnej roboty za Rona.
- Kiedy widziałaś się ze Snape'em? - zagadał Harry, wstawiając pióro do kałamarza. 
- Dzisiaj rano po lekcji zawołał mnie na chwilę i zaproponował, a raczej oznajmił, że będzie mi udzielał korepetycji z eliksirów. Profesor Dumbledore najwyraźniej dowiedział się od Lupina o moich zainteresowaniach i zmusił Snape'a do udzielania mi dodatkowych lekcji.
- Chyba się nie zgodziłaś? - zaczął Ron, z niedowierzaniem wpatrując się w swoją przyjaciółkę.
- Oczywiście, że się zgodziłam, Ronaldzie. To świetna okazja do podciągnięcia swoich umiejętności. Profesor Snape jest mistrzem i tylko idiota by to kwestionował.
- Nie wierzę, że skazałaś się na dodatkowe godziny w jego towarzystwie. To najgłupszy pomysł na jaki wpadłaś.
- W odróżnieniu od ciebie, Ronaldzie, ja lubię lekcję eliksirów i z uwagą słucham nauk profesora Snape'a. I nie widzę już cienia szansy na zmianę swojego postanowienia. - ucięła, kiedy Ron chciał jeszcze zabrać głos. Burknął coś pod nosem, zabrał swoje książki i udał się do dormitorium chłopców. Harry posłał jej przepraszające spojrzenie, wziął swoje notatki i ruszył za rudowłosym.
Hermiona wyciągnęła z torby opasłą księgę, którą wypożyczyła wczoraj wieczorem z biblioteki. Zawiesiła wzrok na przepisie veritaserum i z uwagą studiowała kroki jego przygotowania. Były naprawdę trudne i wyczerpujące. Samo uwarzenie go zajmowało miesiąc a jeden głupi błąd przekreślał całą pracę. Gdyby profesor Snape wiedział, że, za pomocą peleryny niewidki pożyczonej od Harrego, zabrała tę książkę z działu ksiąg zakazanych, już zapewne odebrałby Gryffindorowi ze sto punktów i uraczył ją półrocznym szlabanem u pana Filcha.

~~

Fabuła powoli się rozwija :)

1 komentarz:

  1. Co prawda to prawda, fabuła się rozwija i oby tak dalej ;-) pierwsze rozdziały bardzo mi sie spodobały, ciekawa jestem dalszej części :-)

    OdpowiedzUsuń