niedziela, 17 lipca 2016

Prolog

Severus Snape deportował się na Grimmauld Place już drugi raz tego wieczoru. Nie dość, że było to wysoce niebezpieczne, to jeszcze ciągle miał wrażenie, że jest przez kogoś nieustannie obserwowany. Skarciwszy się za swoją głupotę, przeszedł przez ulicę, wyszeptał dobrze znaną formułkę i przed jego oczami pojawiły się czarne, odrapane już z farby, drzwi.
Snape złapał za klamkę, chwilę delektując się widokiem srebrnego węża po czym wszedł do środka. Było tam dokładnie to, co zawsze. W zakurzonej kuchni na końcu pomieszczenia, dojrzał Moly Weasley, wycierającą drewniany stół, dwóch niesfornych bliźniaków, denerwujących tymczasową panią domu i ich ojca, Artura, czytającego jakąś mugolską gazetę. Snape nigdy nie potrafił zrozumieć jego zafascynowania wszystkim, co nieczarodziejskie. Mugole byli tak fascynujący, co flaki z olejem.
Przeszedł przez ciemny korytarz, zerkając przez chwilę na śpiącą na obrazie matkę Blacka i wszedł do oświetlonego pomieszczenia. Na jego widok, czym nie był wielce zdziwiony, dwóch bliźniaków skrzywiło się pod nosem i zaczęło wymieniać się porozumiewawczymi spojrzeniami. Moly, znająca swoich synów lepiej niż ktokolwiek inny, burknęła na nich jakąś uwagę i wyprosiła z kuchni, po chwili zwracając się do nowego przybysza.
- Może herbaty, Severusie? - zapytała już uprzejmie, biorąc do ręki porcelanową filiżankę. Wydawała się być zmęczona bardziej niż zwykle, zapewne pochłonięta odświeżaniem całej kwatery, tak jakby wychowywanie jej dzieci samo w sobie nie należało do prac wyjątkowo ciężkich.
- Poproszę. - zasiadł za stołem, czując na sobie spojrzenia rudych bliźniaków. Żałował, że oboje skończyli już szkołę. Wtedy, kiedy już wszyscy znaleźliby się w szkole, mógłby się upewnić, że doskonale znają składniki każdego eliksiru, jakie mieli okazję ważyć na jego lekcjach podczas wszystkich lat nauki w Hogwarcie.
- Reszta zaraz powinna dotrzeć. Wiesz, odkąd Syriusz zginął, wolą zjawiać się na końcu.
Tak, dobrze pamiętał jak Potter, w dziecinny sposób dał się podejść Voldemortowi, który zwabił go do ministerstwa, chcąc uzyskać dostęp do przepowiedni. Gdyby nie poinformował członków Zakonu o tym, co się stało, cały plan runąłby niczym domek z kart. To właśnie wtedy, w Departamencie Tajemnic, Syriusz Black został zabity z różdżki własnej kuzynki. Snape przypomniał sobie o wszystkich bliznach zadanych przez Bellatrix i skrzywił się pod nosem.
Usłyszał odgłos otwieranych drzwi i po chwili w kuchni pojawili się Remus Lupin, Nimfadora Tonks, Kingsley Shacklebolt, Harry Potter, Hermiona Granger i, o zgrozo, uważany przez Snape'a za najmniej inteligentnego z całej rodziny Weasley'ów, Ronald Weasley.
- Siadajcie, siadajcie. Dzieciaki, na górę! - huknęła Moly w stronę nastolatków, po chwili siłą wypychając ich z pomieszczenia - Zawołam was, kiedy już wszystko się skończy.
- Mamo, mamy już po szesnaście lat. Chyba najwyższa pora, żebyśmy wreszcie dołączyli do Zakonu!
- Nie bądź śmieszny, Ron! Jesteście na to zdecydowanie za młodzi!
Po chwili drzwi zamknęły się z trzaskiem, Moly rzuciła na nie kilka zaklęć ochronnych i wszyscy zebrali się przy stole.
- Nie będzie Albusa? - zapytał Remus z głupkowatym wyrazem twarzy.
- Albus szuka nauczyciela. Trochę późno się za to zabrał, biorąc pod uwagę fakt, że rozpoczęcie roku już za dwa tygodnie.
Uciął szybko Snape, od razu przechodząc do sedna sprawy. Nie miał dzisiaj ochoty na długie opowiadania. Był wykończony całonocnymi misjami ze Śmierciożercami. Chciał w końcu dać własnemu organizmowi trochę zasłużonego relaksu, biorąc pod uwagę fakt, że już niedługo zaczynał się nowy semestr.
- Czarny Pan zbiera nowych sojuszników. Centaury i olbrzymy już są po jego stronie i nic nie wskazuje na to, że uda nam się wpłynąć na ich decyzję. Mamy niewielu ludzi. Obawiam się, że w ostatecznym starciu możemy ponieść druzgocącą klęskę.
Oczy wszystkich skierowały się w stronę stołu, gdzie wlepili swoje spojrzenia. Już któryś raz z rzędu Severus nie przynosił dla nich dobrych wiadomości.
- To nie wszystko. - jedynie oczy Lupina skierowały się w jego stronę - Panna Granger jest w poważnym niebezpieczeństwie.
- O czym ty mówisz, Severusie?
- Pomijam kompletnie fakt, że jest najlepszą przyjaciółką Pottera. To teraz nie ma dla czarnego pana najmniejszego znaczenia. Otóż okazuje się, że panna Granger wcale nie jest mugolaczką. - zdziwienie wszystkich było takie samo jak jego, kiedy sam się o tym dowiedział - Została adoptowana. Ma niechlubną przyjemność być córką Rudolfa Lestranga, jednego z najlojalniejszych sług Czarnego Pana. Jej istnienie było przez niego utrzymywane w ścisłej tajemnicy, chciał zapewne uniknąć gniewu swojej żony, Belatrix, która nie jest do końca zrównoważoną osobę i wiadomość o zdradzie męża mogłaby doprowadzić do jej wybuchu.
 - Skąd oni się o tym dowiedzieli? Skoro ukrywał to przez tyle lat, dlaczego teraz przestał? - Tonks była przerażona. Nic dziwnego, Hermiona była jedną z bliższych jej osób.
- Nie znam jeszcze dokładnych szczegółów, ale teraz, panna Granger, jako czarownica czystej krwi, wykształcona, znająca wiele zaklęć, byłaby idealną bronią dla Czarnego Pana. Podejrzewam jednak, że jej rekrutacja nie odbędzie się z jej własnej woli. Chcą ją schwytać i użyć na niej zaklęcia imperio. Rozmawiałem już na jej temat z Dumbledorem, obiecał, że w szkole zapewni jej należytą ochronę, ale do końca wakacji nie możecie pozwolić, aby udało im się ją uprowadzić.
Ktoś odniósłby wrażenie, że on, Severus Snape, postrach Hogwartu, przejmuje się losem młodej Gryfonki lecz on troszczył się tylko o siebie. Wiedział, że użyją na dziewczynie oklumencji i dostaną do każdej informacji z jej życia, wliczając w to oczywiście szpiegowanie Severusa. Wtedy już nic nie zdołałoby przekonać Czarnego Pana, że stoi po jego stronie i zginąłby natychmiast od złowrogiej klątwy.
- Oczywiście, nie wolno wam niczego jej powiedzieć. Zacznie panikować, jak każda małolata.
- Hermiona jest wysoce dojrzała jak na swój wiek, Severusie. - wtrącił Lupin, co spotkało się tylko ze złowrogim spojrzeniem Snape'a.
- Uwierz mi, co roku mam do czynienia z gryfonami i znam ich odwagę i szaleńcze poświęcenie. Sama wpakowałaby się do kwater Śmierciożerców, byle tylko zdobyć jakąkolwiek informacje.
Coś zatrzeszczało i po chwili przez drzwi wpadła zdyszana Minerwa McGonagall, opiekunka Gryfindoru.
- Głupi stojak na parasole - warknęła pod nosem - Przepraszam, za moje spóźnienie! Naprawdę, chciałam być wcześniej, ale musiałam wybrać się z Albusem do Horacego Slughorna.
- Właściwie to właśnie skończyliśmy. - powiedziawszy to, Snape odszedł od stołu. Kiedy mijał w progu Minerwę, szepnął jej tylko na ucho - Ja bym sobie odebrał dziesięć punktów za spóźnienie, Minerwo. Wiem, jaką masz obsesję na punkcie punktualności, często mi o tym przypominasz, gdy spóźnię się chociażby dziesięć sekund.
Czarownica spojrzała na niego spod łba, ale wcale się tym nie przejął. Kiedy usłyszał huk, instynktownie wyciągnął różdżkę i spojrzał w górę, w stronę rosnącego hałasu. Po chwili przed jego nogami sturlali się Ron i Hermiona.
- Odebrałbym wam po pięćdziesiąt punktów za podsłuchiwanie. - Weasley siedział z głupkowatym wyrazem twarzy a Granger zaczerwieniła jak piwonia. To było zabawne oglądać ich takich zakłopotanych. - Nie myślałam, że upadłaś już tak nisko, panno Granger, ale najwyraźniej mugolskie powiedzenie "z kim przystajesz, takim się stajesz" jest jak najbardziej trafne.
Hermiona wysłała mu przepraszające spojrzenie spod ptasiego gniazda, które na co dzień nazywała swoimi włosami. Rzucił ostatni raz chłodne spojrzenie w jej brązowe tęczówki i opuścił kwaterę, teleportując się prosto do Hogwartu. Nie miał ochoty już nigdzie wychodzić, ale kiedy zobaczył świstek papieru od Albusa na blacie, przeklął pod nosem. Ciekawe co tym razem ten głupi starzec wymyślił.

1 komentarz:

  1. Właśnie zaczęłam czytać Twoje opowiadanie z ciekawości i przyznam, że mnie ogromnie wciągnęło. *.*
    Dość ciekawy pomysł z adopcją Hermiony! Jestem ciekawa do czego tak naprawdę będzie potrzebna Voldziovi. O.O
    No nic, czytam dalej!

    OdpowiedzUsuń