Severus Snape nie mógł uwierzyć, że Hermiona Granger, najpilniejsza uczennica w szkole, spóźniała się właśnie na jego lekcje już od dziesięciu minut! Niech no tylko się pojawi, zaraz odbierze gryffonom kolejne dziesięć punktów, co, pomimo tego, że lekcja niedawno się zaczęła, zrobił już trzy razy. Pierwsze za brak jakiejkolwiek wiedzy u pana Weasley'a, drugie za próbę pomocy od pana Pottera, a trzecie za głupotę Longbottoma, który prawie wysadził kociołek.
- Przepraszam za spóźnienie! - powiedziała zdyszana, mocno łapiąc powietrze. Już miał zamiar iść jej szukać, skazując swoją pracownie na zniszczenie w rękach tej bandy idiotów.
Hermiona, którą w nocy pochłonęło czytanie książki wypożyczonej z biblioteki, opuściła nie tylko dziesięć minut lekcji eliksirów, ale także śniadanie, na co jej żołądek głośno protestował. Jęknęła w myślach, uświadamiając sobie, że obiad był dopiero za kilka godzin.
- Gryffindor traci kolejne dziesięć punktów. - uczniowie z domu lwa jęknęli pod nosem, na co ślizgoni zaczęli się cicho śmiać - Ważymy eliksir słodkiego snu, panno Granger, strona dziesiąta.
- Panie profesorze - zaczęła niepewnie - Nie zdążę go przyrządzić. Wiem, że potrzeba na niego minimum godziny. Zostało mi dokładnie tyle czasu, a nie mam jeszcze przygotowanych żadnych składników.
- Nie obchodzi mnie to, Granger, nie wyjdziesz stąd dopóki tego nie uwarzysz. - zaimponowało mu, że znała czas przygotowania eliksiru bez zaglądania do książki, ale oczywiście, nie mógł jej tego pokazać.
Dziewczyna zaczęła ciąć odpowiednie składniki, a Snape ciągle ukradkiem się jej przyglądał. Widział pasję w jej oczach i zaangażowanie, którego nie miał nikt inny w tej sali, nawet jeśli ktoś zdołałby połączyć ich w jedną osobę. Przechadzał się po klasie, zatrzymując się na chwilę przy ławce Malfoy'a.
- Świetnie, panie Malfoy, Slytherin zyskuje pięć punktów.
Do tego, że Snape jawnie faworyzował swój dom, wszyscy powinni się już przyzwyczaić. Ron, Hermiona i Harry ciągle pamiętali ich kłótnie na czwartym roku, gdy po pojedynku Pottera i Malfoya Hermionie wyrosły niewyobrażalnie długie zęby. Snape nie chciał słuchać tłumaczeń nikogo innego oprócz Draco, jego największego pupilka wśród wszystkich podopiecznych domu Salazara, który, oczywiście, zrzucił całą winę na Harrego.
Mimowolnie połowa gryffonów spojrzała na Snape'a z nienawiścią lecz nie przestawali mieszać w swoich kociołkach.
Snape kontynuował swoją wędrówkę po klasie, zatrzymując się tym razem przy stoliku Rona.
- Panie Weasley, zechce mnie pan uświadomić, jaki kolor powinien mieć ten eliksir?
Ręka Hermiony wystrzeliła w górę jak torpeda, ale nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi. Działo się tak za każdym razem od sześciu lat. Zdążył się już przyzwyczaić. Jego chłodne spojrzenie ciągłe utkwione było w Weasley'u, który był teraz czerwony jak burak.
- Eee, no, zielony? - bąknął, zerkając co chwilę na Harrego, mając nadzieję, że po raz kolejny mu podpowie lecz w tej sytuacji byłoby to samobójstwem. Snape stał tuż przy ich ławce, a nie tak jak na początku lekcji, kiedy odpytywał Rona, przy swoim biurku.
- Gryffindor traci kolejne dziesięć punktów. Fioletowy, panie Weasley. Pana eliksir nie jest nawet zbliżony do oczekiwanego.
Wtedy podłoga zaczęła się trząść przez co Snape przestał się znęcać na niewiedzą Weasley'a. Gdy tylko spojrzał w stronę ławki Longbottoma, wiedział już, co ich wszystkich czeka, a raczej Hermionę, która miała dzisiaj szlaban z panem Filchem.
- Padnij! Już! - krzyknął chwilę przed tym jak kociołek z miksturą Longbottoma wybuchnął, zalewając pracownie fioletową mazią. Cóż, przynajmniej kolor był prawidłowy.
- Dwie krople śluzu gumochłona, nie dwieście, panie Longbottom - warknął Snape przez zaciśnięte zęby - Gryffindor traci kolejne dwadzieścia punktów! Doprawdy nie mam pojęcia, panie Longbottom, co pan robi w tej szkole. Potrafi pan zepsuć nawet najprostsze zadanie. Przynajmniej panna Granger będzie mogła wyjść ze wszystkimi, teraz już żaden eliksir w tej sali nie nadaje się do użytku.
Neville spuścił głowę, nie mogąc wytrzymać spojrzenia Snape'a. Dogryzał mu nieustannie od sześciu lat i nic nie zapowiadało, aby miało się to zmienić. Raz, gdy przygotowywali antidota, nauczyciel dał trochę eliksiru jego ukochanej ropusze. Gdybym Neville pomylił jakikolwiek składnik, zwierze musiałoby pożegnać się z życiem. Wtedy Gryfindor też stracił punkt, Neville za niewiedzę a Hermiona za podpowiadanie.
Kiedy usłyszeli dzwonek, wszyscy, z wyjątkiem Neville'a, zabrali swoje kociołki i opuścili klasę. Hermiona próbowała usunąć z włosów maź, która szczepiła jej włosy, dopóki Snape, machnięciem różdżki, nie zrobił tego za nią.
- Dziękuję. - szepnęła, próbując ogarnąć niesforne kosmyki. Tak naprawdę widok zakłopotanej gryffonki wcale mu nie przeszkadzał, ale ciężko byłoby mu prowadzić z nią jakąkolwiek rozmowę w takich warunkach.
- Profesor Dumbledore opowiadał mi o pani planach na przyszłość - spłonęła rumieńcem. Najwidoczniej nie wierzyła, że Lupin faktycznie będzie opowiadał Snape'owi o jej zamiłowaniu do kociołków - Razem ustaliliśmy, że będzie pani uczęszczać do mnie na praktyki, co lepiej przygotuje panią do egzaminu końcowego. Jestem odpowiedzialny za dostarczanie eliksirów do skrzydła szpitalnego, więc będzie miała pani idealne warunku do pracy.
- Ja, nie wiem co powiedzieć panie profesorze..
- Ja bym wymyślił jakąś przekonywującą wymówkę dla profesor McGonagall usprawiedliwiającą panią ze spóźnienia na lekcje transmutacji.
Hermiona zerknęła na zegarek, złapała w biegu swój kociołek i wybiegła z klasy. Przewrócił oczami, kiedy uświadomił sobie, że jeszcze tutaj wróci. Nie powiedział jej, o której godzinie ma przyjść. Całe szczęście, że dzisiaj miał tylko dwie godziny zajęć, przynajmniej to chociaż trochę poprawiło jego humor.
~*~
Gdy w końcu nastał czas obiadu, Hermiona była najszczęśliwszym czarodziejem w całym zamku. Pośpiesznie nakładała sobie na talerz sałatkę z kurczakiem, jakby kompletnie zapominając o niewolniczej pracy skrzatów, o której za każdym razem wspominała. Dzisiejszego dnia wnętrzności Hermiony aż skręcały się po niezjedzonym śniadania, chociaż chłopacy dobrze wiedzieli, że rozmowa o W.E.S.Z. na pewno nie ominie ich przy kolacji.
Zamieszanie w wielkiej sali było takie samo jak każdego innego dnia. Harry, ku ogromnemu zdziwieniu Rona, czytał quidditch przez wieki, kompletnie niezainteresowany wyżerką, jaka czekała na niego przy stole. Hermiona wiedziała, że Harry, odkąd został kapitanem drużyny, bardzo się stresował. Już niedługo miały odbyć się eliminacje, w których rudowłosy zamierzał wygrać miejsce obrońcy. Ginny, na samą wzmiankę o pomyślę brata, śmiała się w niebo głosy. Wiedziała, że Ron był fajtłapą i ledwo trzymał się na miotle, chociaż za każdym razem pani Weasley posyłała jej wtedy karcące spojrzenie.
Hermiona, żując powoli kurczaka, wróciła myślami do wyjątkowo nudnej lekcji transmutacji, na której zamieniali poduszeczki w myszy. Skończyło się na tym, że poduszka Nevilla z nogami biegała po całej klasie. Kiedy Hermiona przypomniała sobie lekcje eliksirów i kolejne upokorzenia Longbottoma, uświadomiła sobie, że nie ustaliła ze Snape'em miejsca i czasu ich spotkań. Spojrzała w stronę stołu nauczycielskiego, gdzie zobaczyła nauczyciela, z jego charakterystycznym grymasem na twarzy i śmiejącą się pod nosem profesor McGonagall. Będzie musiała iść do jego kwater po szlabanie z Filchem, a była niemalże pewna, że to ona sprzątnie ubrudzoną we fioletowej, lepiącej się mazi salę od eliksirów.
Kiedy usłyszeli dzwonek, Harry złapał w pośpiechu kawałek mięsa i wszyscy poszli na popołudniowe zajęcia. Została im tylko obrona przed czarną magią z ich ulubionym profesorem, Remusem Lupinem.
Hermiona usiadła razem z Harrym w pierwszej ławce, tuż przed biurkiem nauczyciela, na co wdzięcznie się do nich uśmiechnął. Wiedzieli, że Lupin czuje się źle z jego naturą. To dlatego zrezygnował z posady nauczyciela tego przedmiotu trzy lata temu.
Jedno, co musieli przyznać Lupinowi, to to, ze zawsze prowadził ciekawe lekcje. Nie chodziło o temat, bo czasami zdarzały się naprawdę dołujące, ale on robił to w taki sposób, że nawet Ron ochoczo słuchaj na lekcji na temat wampirów z południowej Azji.
Kiedy wszyscy zbierali się do wyjścia, a Hermiona na szlaban, Lupin zatrzymał się przy jej ławce.
- Jak pierwszy dzień szkoły? - uśmiechnął się grzecznie, ale Hermiona wiedziała, że coś było nie tak. Nigdy wcześniej nie zwracał się do niej na osobności.
- Idę właśnie na szlaban, który dostałam od profesora Snape'a - skrzywiła się - I dziękuję za praktyki.
- Ja tylko wspomniałem dyrektorowi o twoich zainteresowaniach, resztę on zaaranżował.
Hermiona mruknęła pod głosem ciche przeprosiny i zaczęła opuszczać sale. Zaraz spóźni się na szlaban z Filchem!
- Hermiono - głos profesora zatrzymał ją przy samych drzwiach - Gdyby cokolwiek wzbudziło twoją niepewność, przyjdź z tym do mnie, profesor McGonagall albo Snape'a, rozumiesz?
Kiwnęła twierdząco głową, chociaż nie rozumiała zupełnie nic. Zobaczyła jeszcze tylko zmęczony uśmiech Lupina nim skierowała się w stronę składzika woźnego. Na samą myśl o czyszczeniu mokrą ścierką tych wszystkich plam robiło jej się niedobrze.
Kiedy wypadła zza zakrętu wychodząc na dziedziniec, ze zdziwieniem stwierdziła, że nikogo nie ma. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że jest strasznie zimno i zapewne wszyscy siedzą pochowani w swoich domach. Gdy przechodziła obok kolumn, zawładnął nią dziwny niepokój. Zimny podmuch wiatru przyprawił ją o dreszcze. Odwróciła się za siebie i w ostatniej chwili zdążyła krzyknąć protego, kiedy smuga czerwonego światła mknęła w jej stronę.
Spanikowała i na początku nie miała zielonego pojęcia,co robić. Rzucała jakimiś zaklęciami obronnymi, które na przybyszu nie robiło żadnego wrażenia. Kim on, do cholery, był?
- drętowowa! - usłyszała, nim upadła na twardą ziemię. Obraz przed jej oczami zawirował i po chwili ogarnęła ją przerażająca ciemność.
Hej!
OdpowiedzUsuńMasz dobry styl, twoje opowiadanie czyta się lekko i szybko :) Jest tyle opowiadań Sevmione, że trudno w tym temacie o coś nowego i oryginalnego, ale Twoje opowiadanie jest bardzo ciekawe. Obserwuję Cię i czekam na to co będzie dalej :)
Dziękuję bardzo za opinię! Mam nadzieję, że nie zawiodę Twoich oczekiwań :)
Usuń