Tylko przecież ona już nigdy więcej miała nie odczuwać żadnych doznań!
Otworzyła powoli oczy i omal nie pisnęła, kiedy zobaczyła przed sobą śpiącą twarz profesora Snape. Chwilę później uświadomiła sobie, że jego ręce szczelnie oplatają jej kruche ciało i trzymają w żelaznym uścisku. Z takiej odległości Hermiona bez problemu mogła obserwować, teraz spokojną twarz, która zawsze wykręcała się w grymasach niezadowolenia. Jego nos faktycznie był tak krzywy jak wszyscy mówili, ale gryffonce wcale to nie przeszkadzało. Sama nie była idealna i nie oczekiwała tego od innych. Teraz zastanawiało ją w jaki sposób znalazła się w pokoju Snape, w dodatku w jego ramionach, kiedy ostatnim, co pamiętała, był ogromny ból związany z wodą wypełniającą jej płuca.
Próbowała poruszyć rękoma, ale na nic się to zdało. Snape był silniejszy od niej.
- Przestań się wiercić, na Merlina, daj mi spać.
Hermiona na chwilę przestała oddychać. On nie spał, mało tego, nawet na chwilę nie poluzował uścisku!
Podniósł prawą rękę, a jego dłoń powędrowała do jej czoła. Poczuła przyjemne uczucie, kiedy jego zimna dłoń zetknęła się z jej skórą. Nawet na chwilę nie otworzył oczu.
Puścił jej ciało, przewrócił się na drugi bok i jak gdyby nigdy nic, poszedł dalej spać! To chyba były jakieś żarty!
- Będziemy tak razem leżeć w jednym łóżku?!
- To moje łóżko, jedynym zbędnym elementem jesteś tutaj ty, zawsze możesz iść. - kiedy Hermiona zaczęła zbierać się do wyjścia, złapał ją za nadgarstek - Żartowałem, masz gorączkę. Zostajesz tu.
Zsunął z siebie kołdrę i wyszedł z łóżka. Hermiona zrobiła się czerwona jak piwonia, kiedy odkryła, że był w samych bokserkach. Zanim narzucił na siebie czarny szlafrok, zdążyła zauważyć na plecach kilka głębokich blizn. Zanotowała w swojej pamięci, że koniecznie musi o nie później zapytać.
Ku jej ogromnemu zaskoczeniu, nie wyszedł, tylko usiadł na materacu, posyłając jej mordercze spojrzenie.
- Coś ty wczoraj najlepszego zrobiła?! - krzyknął, a Hermiona podskoczyła na łóżku. Mogła się spodziewać takiego obrotu sprawy.
- Ja, to znaczy, nie chciałam, tylko - nie wiedziała, co ma powiedzieć. Chciała to zrobić. Chciała odejść, ale teraz doszła do wniosku, że to, co zrobiła wczoraj, naprawdę było głupie.
- Od kiedy interesuje pana mój los? Wczoraj jasno określił pan nasze relacje.
Widziała jak zaciska zęby. Czekała, aż zacznie krzyczeć, ale nie zrobił tego.
- Dlaczego mnie pan uratował?
W odpowiedzi jedynie przewrócił oczami i przyciągnął ją do siebie, łącząc ich usta w pocałunku. Hermionę przeszedł przyjemny dreszcz, kiedy poczuła jego lekko szorstkie wargi. Na Merlina, całował tak perfekcyjnie. Jego język wdarł się do jej wnętrza i chociaż Hermiona nigdy wcześniej nie była tak blisko z żadnym mężczyzną, nie pozostawała gorsza i walczyła o dominacją z równym zapałem.
Kiedy już oderwali się od siebie, dysząc głośno, Hermionie aż zakręciło się w głowie i opadłaby na poduszki, gdyby nie silna dłoń Snape'a.
- Nie myślałem, że jestem w tym aż tak dobry.
Hermiona zaśmiała się cicho pod nosem. Nigdy nie posądziłaby swojego mistrza eliksirów o jakiekolwiek poczucie humoru.
- Dziękuję, profesorze.
- Nie uważasz, że w obecnej sytuacji możemy porzucić formalności? Mów mi po imieniu.
Hermiona zastygła w bezruchu. Już kiedyś wyobrażała sobie ten moment, ale nigdy nie myślała, że stanie się on rzeczywistością.
- Severusie - mruknęła, wkładając w wypowiedzenie tego słowa dużo pasji - Dlaczego wczoraj powiedziałeś mi to wszystko?
- To chyba logiczne? Nie chciałem, żebyś marnowała czas na takiego starego potwora jak ja.
- Nie jesteś potworem, Severusie. - skarciła go, kładąc dłoń na jego policzku - Czemu tak nagle zmieniłeś zdanie?
- Cóż, powiedzmy, że widok umierającej ciebie uświadomił mi kilka rzeczy. A teraz leż i odpoczywaj, ciągle jesteś słaba. - wstał z materaca, ciągle uważnie się jej przyglądając - i wypij to, zbije gorączkę.
Podał jej do ręki mały flakonik i zaraz zniknął za drewnianymi drzwiami.
Hermiona była najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Z szerokim uśmiechem na twarzy zakopała się w pościeli, nie potrafiąc ukryć swojego szczęścia. Nigdy nie myślała, że jej się uda, że Severus Snape, najbardziej niedostępny mężczyzna na tym świecie, cokolwiek do niej poczuje!
Hermiona wiedziała, a raczej miała nadzieję, że to kolejny, nowy rozdział w jej życiu.
I wtedy właśnie przypomniała sobie o rozdziale, który wczoraj się zakończył.
Zawinęła się w kłębek i zaczęła cicho szlochać. Skarciła się w myślach za swoje chwilowe uniesienie radości. Jej rodzice nie żyli, już nie miała z czego się cieszyć.
Nie wiedziała, ile spędziła w swojej nostalgii. Zdążyła już zmoczyć całą poduszkę, kiedy w drzwiach ponownie pojawił się Snape. Powędrowała wzrokiem w jego kierunku, ale zaraz powróciła do swojego ulubionego martwego punktu gdzieś na środku szmaragdowej ściany.
Snape położył na stoliku tacę z jedzeniem i, korzystając z tego, że nie patrzyła na niego, spojrzał na nią pełnym współczucia spojrzeniem. Wiedział, jak się czuła. On też kiedyś stracił kogoś, kogo bardzo kochał.
Usiadł na łóżku i wyciągnął z kieszeni trzy eliksiry - przeciwbólowy, uspokajający i słodkiego snu.
- Jak się czujesz?
Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Ciągle nieruchomo leżała na łóżku, przytulając do siebie już przemoczoną od jej łez poduszkę.
- Hermiono, muszę to wiedzieć. - starał się brzmieć bardzo spokojnie. Rozumiał to, w jakim była stanie, a wczorajsza sytuacja utwierdziła go w tym, że wpadła w głęboką depresje. Zdawał też sobie sprawę z tego, że był teraz jedyną osobą, która mogła ją z niej wyciągnąć.
- Wszystko w porządku.
- Co było w tym liście?
Wszedł na bardzo grządki grunt. Wiedział o tym, ale im szybciej komuś się wyżali, tym szybciej wróci do siebie.
- Nie chcę o tym rozmawiać. - wyszeptała tak cicho, że ledwo ją usłyszał. Po chwili zerwała się z łóżka i spojrzała na niego nienawistnymi, lekko zaczerwienionymi oczami - Dlatego mnie pocałowałeś, prawda?! Chciałeś dowiedzieć się, co takiego napisane było w tym liście! Dumbledore ci kazał?! Dla zakonu?!
Severus patrzył na nią jak na wariatkę. Wydzierała się na niego, nie pozwalając dojść do słowa. Jeszcze chwila, a rzuciłaby się na niego z pazurami.
- O czym ty mówisz? Nikt mi nic nie kazał zrobić, chcę ci tylko pomóc!
Hermiona przestała krzyczeć, ale chwilę później znowu zaczęła płakać. Na Merlina, jaka ona była niestabilna emocjonalnie..
Spojrzał na nią i lekko się skrzywił. Brązowe włosy żyły własnym życiem, pozostając w totalnym nieładzie, oczy, zaczerwienione od wielogodzinnego płaczu, mokre, zaróżowione policzki - i tu wcale nie chodziło o to, że przestała się mu podobać. Był zły, że miała dopiero siedemnaście lat, a już wyglądała jak wrak człowieka, tak potwornie potraktowana przez los.
- Opowiedziała mi o swojej rodzinie, była czystokrwistą czarownicą, nazywała się Jane Goldsmith - próbował wyszukać w pamięci jakąkolwiek wzmiankę na temat tej kobiety, ale nic nie przychodziło mu do głowy - Mówiła, że wróciła do domu, na przerwę świąteczną i ktoś się włamał.
Jej ręce już się trzęsły, Dokładnie tak samo jak w gabinecie Dumbledora.
- Zeszła na dół, zobaczyć kto to i znalazła w salonie ciała swoich rodziców. Napisała, że ten mężczyzna, Rudolf, że on - głos jej się łamał - powiedziała, że ją zgwałcił a później zostawił na pewną śmierć.
Jej samokontrola pękła jak bańka mydlana. W tym samym momencie Snape przyciągnął ją do siebie, a ona najmocniej jak potrafiła, wszczepiła się w jego szatę.
- Ona zaszła ze mną w ciążę. Patrzyła na mnie i widziała tamtego potwora. - szlochała, a on uspokajająco gładził ją po włosach - Co jeśli też się taka stanę? Jak mój ojciec?
Snape odciągnął ją od siebie, łapiąc twarz jej twarz w dłonie, jednocześnie zmuszając ją by na niego spojrzała.
- Pomimo tego wszystkiego co się stało, jestem całkowicie przekonany, że wcale nie żałowała tego, że cię urodziła. Na pewno cię kochała, Hermiono. - młoda gryffonka chciała się wyrwać, ale jej na to nie pozwolił - Wracając do twojego ojca, znam go i możesz być pewna, że nawet w jednym procencie go nie przypominasz.
- To takie trudne..
- Wiem, ale nikt nie powiedział, że życie jest łatwe. Nie możesz się poddać tak łatwo, nie możesz się załamać. Musimy odnaleźć ludzi odpowiedzialnych za ich śmierć.
Kiwnęła twierdząco głową, kiedy już ją puścił. Wierzchem dłoni otarła policzki.
- Rozmawiałem z Dumbledorem, powiedział, że da ci tyle dni wolnego, ile tylko potrzebujesz.
- Dziękuję, Severusie.
Skinął delikatnie głową na znak, że wcale nie musi dziękować, ale Hermionie to nie wystarczyło. Zbliżyła się do niego, składając na jego najdelikatniejszy pocałunek. Potrzebowała go, jego bliskości i ciepłych ramion, teraz sto razy bardziej.
- Muszę się udać na zebranie zakonu - szepnął, patrząc w jej oczy. Hermiona zatonęła w czarnych jak noc tęczówkach - Jeśli chcesz, mogę zostać.
- Idź. Wiem, że jesteś jednym z najważniejszych członków.
Podał jej eliksir słodkiego snu. Hermiona szybko wypiła fioletowy eliksir i już po chwili poczuła ogarniającą ją senność.
- Wrócę, zanim zdążysz się obudzić. - usłyszała jeszcze, zanim zasnęła.
~*~
Za pomocą kominka w swoim gabinecie przeniósł się do Nory. Otrzepał z popiołu czarny płaszcz i usiadł przy długim, drewnianym stole. Zapewne przyniesiono go tutaj z poprzedniej kryjówki bo idealnie nadawał się do obrad Zakonu.
Atmosfera w pomieszczeniu była mocno przygaszona. Lupin i Tonk beznamiętnie wpatrywali się w samoczyszczącą szczoteczkę, która właśnie czyściła stół, a Artur Weasley czytał proroka codziennego, chociaż Snape widział, że jego oczy wcale nie wodziły po tekście.
- Och, Severusie, jesteś przed czasem. Może herbaty? - do pomieszczenia weszła Molly. Severus pokręcił głową, a kobieta zajęła się zalewaniem dzbanka z woreczkami herbaty. Kiedy do kuchni wszedł Ron, skrzywił się na widok Snape'a, czego ten nie pozostawił bez uwagi i notatki w myślach, że musi koniecznie sprawdzić umiejętności opanowane przez Weasley'a na ostatniej lekcji. Zaraz za nim do pomieszczenia weszli Harry, Fred, George i Ginny.
- Nie ma jeszcze Hermiony?
Pani Weasley wypuściła z rąk filiżankę, która roztrzaskała się na podłodze. Posłała wszystkim przepraszające spojrzenie i pozostawiając pytanie córki bez odpowiedzi, machnęła różdżką i filiżanka ponownie wyglądała jak nowa.
- Panny Granger dzisiaj nie będzie. - Dumbledore wraz z McGonagall weszli przez drzwi ogrodowe. Albus zajął honorowe miejsce pośrodku stołu, zaraz obok Snape'a. Po drugiej stronie usiadła zatroskana McGonagall.
Wszyscy wyczuli, że atmosfera była napięta. Starsi członkowie Zakonu już wiedzieli, co się stało. Młodych Dumbledore postanowił poinformować osobiście.
Wszyscy wyczuli, że atmosfera była napięta. Starsi członkowie Zakonu już wiedzieli, co się stało. Młodych Dumbledore postanowił poinformować osobiście.
- Rodzice panny Granger zostali zamordowani przez ludzi Lorda Voldemorta.
Ginny cicho krzyknęła, a Ron z Harrym otworzyli usta w geście niedowierzania. Teraz wszyscy zrozumieli, dlaczego brązowowłosej brakowało na spotkaniu.
- Gdzie ona jest?! Na Merlina, musi czuć się teraz strasznie! - najmłodsza Weasley'ówna zerwała się z krzesła. Pani Weasley posłała jej współczujące spojrzenie, ale gestem dłoni nakazała ponowne zabranie poprzedniej pozycji. Kiedy młoda gryffonka usiadła, dyrektor ponownie zabrał głos.
- Panna Granger będzie przez kilka dni nieobecna na zajęciach. Po wczorajszej, na szczęście nieudanej, próbie samobójczej, spokój jest jej bardzo potrzebny.
Ron wypuścił z rąk filiżankę z herbatą, a Ginny, cicho szlochając, wtuliła się w ramię Pottera.
- Panie profesorze, czy Hermiona nie powinna zasięgnąć porady specjalisty?
- Nie jest wariatką Potter, wyliże się. - Snape poczuł palącą potrzebę walki o status swojej kobiety. Nie chciał, żeby zrobili z niej wariatkę, którą, z całą pewnością, nie była. Jej występek był głupi, ale ona już doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
- Nie wiem pan jak to jest, kiedy traci się najbliższych.
- Ja w odróżnieniu od ciebie, wiem, co to znaczy stracić ludzi, którzy cokolwiek dla nas znaczą.
- Straciłem rodziców, gdyby zdążył pan zapomnieć.
- Nie znałeś ich, Potter. Uwierz mi, że było ci z tym o wiele łatwiej.
Harry gwałtownie wstał od stołu i wyszedł z pomieszczenia. Zaraz za nim ruszyli Ginny i Ron.
- To było niepotrzebne, Severusie. - Lupin kręcił głową, zerkając w stronę Dumbledore'a, ale ten kompletnie nie zwrócił na niego uwagi i zwrócił się do Snape'a:
- Panna Granger będzie przez kilka dni nieobecna na zajęciach. Po wczorajszej, na szczęście nieudanej, próbie samobójczej, spokój jest jej bardzo potrzebny.
Ron wypuścił z rąk filiżankę z herbatą, a Ginny, cicho szlochając, wtuliła się w ramię Pottera.
- Panie profesorze, czy Hermiona nie powinna zasięgnąć porady specjalisty?
- Nie jest wariatką Potter, wyliże się. - Snape poczuł palącą potrzebę walki o status swojej kobiety. Nie chciał, żeby zrobili z niej wariatkę, którą, z całą pewnością, nie była. Jej występek był głupi, ale ona już doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
- Nie wiem pan jak to jest, kiedy traci się najbliższych.
- Ja w odróżnieniu od ciebie, wiem, co to znaczy stracić ludzi, którzy cokolwiek dla nas znaczą.
- Straciłem rodziców, gdyby zdążył pan zapomnieć.
- Nie znałeś ich, Potter. Uwierz mi, że było ci z tym o wiele łatwiej.
Harry gwałtownie wstał od stołu i wyszedł z pomieszczenia. Zaraz za nim ruszyli Ginny i Ron.
- To było niepotrzebne, Severusie. - Lupin kręcił głową, zerkając w stronę Dumbledore'a, ale ten kompletnie nie zwrócił na niego uwagi i zwrócił się do Snape'a:
- Wiesz, kto jest za to odpowiedzialny?
- Nie byłem jeszcze na żadnym spotkaniu. Niczego nie wiem.
- Dlaczego właściwie oni?
Lupin nie rozumiał całej sytuacji, ale nie zamierzał wysłuchiwać tego na nowo. Przed oczami stanął mu obraz zapłakanej gryffonki.
- Gdzie ona właściwie teraz jest, Albusie?
- Jest w miejscu, gdzie nic jej nie grozi. - zdążył usłyszeć, zanim sieć fiuu wyrzuciła go w jego komnatach.
Wszedł pośpiesznie do sypialni, gdzie młoda gryffonka pogrążona była w głębokim śnie. Oparł się o framugę, przyglądając się jej przez chwilę. Była taka młoda, a już tak zaznaczona przez życie. A to był dopiero początek. Najgorsze dopiero przed nią.
~~
Dawno mnie tutaj nie było :)
~~
Dawno mnie tutaj nie było :)